Urząd prezydencki nie skomentował doniesień mediów na temat przyjazdu szefa państwa do Pekinu. Organizacje broniące praw człowieka oznajmiły, że obecność prezydenta na igrzyskach będzie policzkiem dla dysydentów walczących o więcej demokracji w Chinach. "To nóż w plecy chińskich dysydentów. To naprawdę tchórzliwe i przeciwne temu, czego oczekuje się do Francji" - powiedział szef działu obserwacji mediów organizacji Reporterzy bez Granic Robert Menard w programie i-Tele. Prezydent USA George W. Bush powiedział w czwartek, że pojedzie do Pekinu, ignorując tym samym wezwania aktywistów organizacji praw człowieka skierowane do głów państw o bojkot igrzysk. W ubiegłym roku prezydent Sarkozy oświadczył, że chciałby pojechać do Pekinu, ale w tym roku - po zamieszkach w Tybecie - wstrzymał się z deklaracjami na ten temat.