"Staram się cieszyć każdą minutą rozegraną w Lidze Mistrzów, tak jakby była ona ostatnia" - to zdanie wypowiedziane na Estadio Mestalla przez najlepszego strzelca w historii Pucharu Europy przeminęło bez echa. Raul wbił wtedy gola rodakom z Valencii, dzięki któremu wczoraj, jego skromne Schalke mogło znaleźć się w ćwierćfinale. Z jednej strony jest więc wielka radość, bo były gracz Realu Madryt ma już za sobą siedem chudych lat porażek w 1/8 finału, z drugiej najlepszemu strzelcowi rozgrywek (69 goli) i rekordziście w liczbie występów (142) pozostały w nich już prawdopodobnie tylko dwa mecze. Jeśli Schalke nie wygra tej edycji Champions League, a wydaje się to absolutnie nieprawdopodobne, w przyszłym sezonie już w niej nie zagra. Jest na 10. miejscu w Bundeslidze z 10 pkt straty do pozycji dającej prawo występu w eliminacjach. Trudno żegnać żywą legendę w chwili sukcesu, ale trzeba wziąć pod uwagę, że być może pozostało jej w ukochanych rozgrywkach nie więcej niż 180 minut. Ależ było by to pożegnanie, gdyby Schalke trafiło w ćwierćfinale na Real. Klub z Madrytu musi jednak do niego awansować. Tak jak Raul Gonzalez może kandydować do tytułu piłkarza nr 1 w historii Champions League, tak Silvio Berlusconi ma prawo ubiegania się o tę pozycję wśród prezesów. Wielu fanów zapewne się skrzywi na stawianie obok dżentelmena cynika i satyra. Bez względu na wizerunek, jakiego dorobił się premier Włoch, w ostatnich 20 latach nikt nie poprowadził swojego klubu do sukcesów takich jak on (pięć triumfów w Pucharze Europy). Przy pomocy Arrigo Sacchiego stworzył legendarną drużynę z Ruudem Gullitem, Frankiem Rijkardem i Marco van Bastenem nie dopuszczając potem właściwie ani na chwilę, by San Siro żyło wyłącznie jej wspomnieniem. Wszystkie te wielkie zespoły Milanu połączył Paolo Maldini, któremu Raul odebrał niedawno rekord liczby występów w najwyżej cenionych europejskich rozgrywkach. Od 2007 roku Milan zmienia się jednak w papierowego tygrysa. Prezes, który zawsze miał do transferów nieprawdopodobną intuicję, ostatnio stawia na graczy o reputacji podobnej do tej, której dorobił się sam. Eksperyment z Ronaldinho okazał się fiaskiem, wczoraj na White Hart Lane futbolową impotencją popisywali się Zlatan Ibrahimovic i Robinho. Obaj mają o sobie wielkie mniemanie, Szwed zajmował się ostatnio rozgłaszaniem, że jest nr 1 na świecie, tymczasem w chwili prawdziwej próby, gdy Milan musiał pokonać europejskiego średniaka, był zagubiony jak dziecko we mgle. Czy era Berlusconiego dobiega końca? Kiedyś stawiał na gwiazdy, dziś stać go głównie na gwiazdki, piłkarskich celebrytów, którzy coraz mniej mają wspólnego z wielką piłką. Czytaj inne teksty Darka i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij!