Przeczytałem tekst Rafała Steca w "Gazecie Wyborczej" z mieszanymi uczuciami. Tytuł głosi: "Nie żebrać o paszport" i powstał na kanwie wyprawy Smudy do Bremy, aby ostatecznie przekonać Boenischa. Tymczasem Smuda wykonał po prostu swoją powinność. Jeśli ktoś "wyżebrał" paszport - aby pozostać w konwencji Steca - to Leo Beenhakker. Holender - gdy prowadził polską kadrę - nie oglądał się na nic, tylko na chęć błyskawicznej naturalizacji Brazylijczyka, aby ten zagrał w finałach EURO 2008... Smuda głosi, że sztucznych naturalizacji, w rodzaju Nigeryjczyka Olisadebe, czy Rogera, nie będzie forsował. Jeśli już, to chce przyciągnąć do kadry zawodników z polskimi korzeniami. To ciekawa filozofia, aczkolwiek nie do końca się z nią zgadzam. Roger był prawdziwą "strażą ogniową", Olisadebe obywatelstwo Rzeczypospolitej też otrzymał przed upływem pięciu lat od zamieszkania nad Wisłą, ale z drugiej strony współczesny świat, to wspaniały tygiel. Czyż "Parejro" i "Oli" nie wzbogacili polskiej kadry? Czyż - patrząc też w aspekcie historycznym - Rzeczypospolita nie była kiedyś jednym z najciekawszych i najpotężniejszych państw świata dlatego, że była otwarta - na inne nacje. Żydzi prześladowani gdzie indziej, w naszej ojczyźnie znajdowali przystań, stając się jej wiernymi obywatelami, dla polskiego króla służyli Litwini, Kozacy, a nawet Tatarzy. Mój przyjaciel, pisarz Jan Grzegorczyk powtarza: "Naprawdę otwartość na innych to coś wspaniałego, co nas wzbogacało i powinniśmy temu myśleniu pozostać wierni". Nie wierzę, że menedżer Werderu Brema Klaus Allofs wywiera presję na Boeniescha. Myślę, że po prostu racjonalizuje mu świat. Ostatnio z Werderu na zgrupowanie reprezentacji Niemiec przed meczami z Chile i Wybrzeżem Kości Słoniowej pojechało pięciu zawodników. Co ciekawe dwóch z nich jest rodowitymi Niemcami - bramkarz Tim Wiese i obrońca Per Mertesacker, ale aż trzech ma korzenie w innych krajach. Matka Aarona Hunta jest Angielką, rodzice Mesuta Oezila są Turkami, a rodzice Marko Marina Bośniakami. Tak dziś wygląda współczesna Republika Federalna Niemiec. I to Boenischowi uświadomił Allofs - aż tyle i tylko tyle. Szkoda, że dziesięć dni temu takiej rozmowy z Boenischem nie przeprowadził Tomasz Wałdoch. Jakiś dialog obaj prowadzili, ale przesłanie Wałdocha dla Smudy było jednoznaczne - nic tylko przylecieć do Bremy i zaklepać jego grę dla biało-czerwonych. Tymczasem jest śmiesznie. Zamieszanie nie służy ani Polsce, ani Smudzie, ani Werderowi, ani rzecz jasna Sebastianowi. A już słowa ojca - Piotra Boenischa, że "o przyjeździe na zgrupowania będzie decydował klub i Sebastian" są śmiechu warte. To Kamil Kosowski ma się nie oglądać na trenera Ivana Jovanovicia, a Boenisch będzie wybierał mecze?! Panowie, dość tego spektaklu - niech gra dla Niemiec... ZOBACZ WSZYSTKIE TEKSTY ROMANA KOŁTONIA DLA INTERIA.PL