Podsumujmy: Lech latem sprowadził na Bułgarską pięciu piłkarzy (plus Bandrowski, który grał już wcześniej). To Stilić, Turina, Arboleda, Lewandowski i Peszko. Wydał na to prawie 2 miliony euro, ale było warto. Zaledwie kilkanaście kolejek wystarczyło, aby stwierdzić, że Franciszek Smuda dokonał mistrzowskich pociągnięć. Stilić gra tak, jakby chciał za wszelką cenę udowodnić, że zasługuje na grę w Arsenalu, Lewandowski strzela jak na zawołanie, zdobywa też bramki w niemal wszystkich możliwych debiutach, a Arboleda jest prawdziwą ostoją w defensywie. Reszta też nie zawodzi. Sławomir Peszko i Ivan Turina to bardzo cenne wzmocnienia, a Bandrowski, jak wiadomo, to człowiek od czarnej roboty, o którego rozbijają się ataki rywali. Co warto podkreślić, zakupy Smudy już zdążyły się zwrócić. Przynajmniej wirtualnie. Sam Stilić jest bowiem w tej chwili wart około 2 milionów euro. Kolejne brawa należą się "Franzowi" za zdolności do adaptowania nowych graczy. Przecież cała szóstka bez problemów wkomponowała się w drużynę Lecha i obecnie stanowi o jej sile. Trener "Kolejorza" tłumaczy to tak: "Nigdy nie wezmę piłkarza, który nie pasuje do mojej taktyki. To ja decyduję, jaki gracz będzie przydatny" - przyznaje. Jedyną bolączką Smudy jest obecnie zbyt szczupła kadra. Podczas gdy inni trenerzy żonglują zawodnikami, on ma do wyboru wciąż te same nazwiska. Dlatego już zimą na Bułgarskiej pojawić ma się kolejny zaciąg piłkarzy. Będą to dwaj lub trzej gracze gotowi od razu wzmocnić, a nie tylko uzupełnić drużynę. Lepiej nie myśleć, co się stanie, jeśli Smudzie znów uda się trafić z transferami.