"Zrobiliśmy dużo błędów w defensywie. Jeśli zespół chce grać w Lidze Europejskiej to nie może się tak mylić. Przy tylu banalnych pomyłkach rywale muszą zwyciężyć. Zrobili to i awansowali. Cały dwumecz przegraliśmy jak frajerzy" - podsumował porażkę w Baku Henryk Kasperczak. "Wszędzie na świecie, gdy zespół przegrywa tak ważne spotkanie to na usta ciśnie się wiele pytań, ale dziś na niektóre z nich nie da się odpowiedzieć" - dodał. Na pytanie dziennikarzy, czy spodziewa się zwolnienia, szkoleniowiec odparł: "Czemu zawsze zadajecie mi to pytanie? Czemu ja mam na nie odpowiadać? Ile razy mam powtarzać, że to pytanie nie powinno być skierowane do mnie. A co w pewnych sytuacjach trener może zrobić? Przecież to nie ja nie strzeliłem rzutu karnego w pierwszym meczu, nie ja popełniałem błędy w obronie. Zawsze w takiej sytuacji winą obarczony jest szkoleniowiec. Za ten mecz powinno oberwać się również piłkarzom. Na pewno nie będę ich bronił, przecież w prostych sytuacjach popełniali szkolne błędy". "Są momenty, w których błędów po prostu nie można popełniać, bo decydują o całej przygodzie z europejskimi pucharami. Na przykład nasz bramkarz Milan Jovanić przy pierwszych dwóch golach mógł wyjść z bramki, a Piotrek Brożek nie zamykał akcji na skrzydle, choć wiele razy mówiłem mu, by na to uważał" - mówił dalej trener Wisły. "Na początku przygotowań miałem do dyspozycji tylko dwunastu zawodników, więc teraz tę drużynę trzeba poskładać. Zaczęliśmy już coś klecić, zrobiliśmy co w naszej mocy, ale na wszystko potrzeba czasu. Z biegiem czasu zacznie to jakoś wyglądać. Przecież nie jest tak łatwo załatać dziury po Marcelo czy Arkadiuszu Głowackim" - podkreślał Henryk Kasperczak. Już za kilka dni Wisła zagra w pierwszym meczu Ekstraklasy z Arką. Czy drużyna się podniesie po odpadnięciu z Ligi Europejskiej? "Musimy zrobić wszystko, by zespół był gotowy. Mamy trzy dni i spróbujemy zrealizować ten cel" - powiedział opiekun Białej Gwiazdy.