Maciej Słomiński, Interia: 10 kwietnia 2010 r. tak jak dziś, była sobota. Wiedział pan, że Aram Rybicki i Maciej Płażyński są na pokładzie samolotu z polską delegacją lecącą na obchody rocznicy zbrodni katyńskiej? Andrzej Kowalczys, działacz samorządowy, pedagog, psychoterapeuta, kibic Lechii Gdańsk: - W ostatnich latach przed wypadkiem byłem szczególnie blisko z Aramem. Wiedziałem, że leci do Katynia, był pełen tremy, wiedział że po drodze będzie miał trudną rozmowę z prezesem Instytutu Pamięci Narodowej, Januszem Kurtyką. Wiedział, że będzie mnóstwo z osób z którymi politycznie Aram nie bardzo się zgadzał. Lecieli też członkowie Rodzin Katyńskich, m.in. dlatego Aram bardzo chciał tam być. Miał w rodzinie kogoś, kto zginął w Katyniu? - Z tego co wiem to nie. Jeszcze jako nastolatek, w Gdańsku, na murze naprzeciw Stoczni wtedy im. Lenina, wymalował hasło: "Katyń pamiętamy". Nikt przed nim tego nie zrobił, za komuny słowo "Katyń" było zakazane, to było tabu, o tym nie mówiono. Jak ktoś nie dowiedział się w domu, to tylko w zakazanych rozgłośniach Radio Wolna Europa i Głos Ameryki o tym mówiono. Może PRL była najweselszym barakiem bloku wschodniego, może cenzura była lekko poluzowana, ale wspominanie o ludobójstwie w Katyniu było surowo zakazane. Aram o tym publicznie mówił, nie gryzł się w język, nie pomijał niczego, nazywał rzeczy po imieniu. Jak za coś się brał, to na całego. Od lat młodości, zbrodnia katyńska była dla niego bardzo ważna. W drodze na uroczystości zginął. - Dla mnie śmierć Arama jest bardzo symboliczna. Bardzo chciał tam być. Niestety, dopiął swego i poleciał... 10 kwietnia 2010 roku miał się odbyć mecz piłkarskiej Ekstraklasy: Lechia Gdańsk - Polonia Bytom, który oczywiście został odwołany. Myśli pan, że gdyby nie lot do Smoleńska Aram byłby na nim obecny? - Jedno jest pewne: gdy był mecz Lechii w Gdańsku, Aram na pewno i zawsze na nim był. W muzeum Lechii Gdańsk jest karnet Arama na mecze biało-zielonych wraz z dokumentem w języku rosyjskim, który opisuje ten dokument. Karnet znaleziono przy zwłokach Arama w Smoleńsku. To bardzo symboliczne. Wiele jego działań politycznych, hobbystycznych, naszych meczów amatorskich było podporządkowane naszej miłości do Lechii Gdańsk. W naszej amatorskiej drużynie Aram był prawym obrońcą, często kapitanem. Niepisaną zasadą, o której nie trzeba było mówić, ale każdy wiedział i jej przestrzegał, było to, że nie mogliśmy grać w godzinie meczu, w której gra Lechia. Obojętnie czy to był mecz w Gdańsku, czy wyjazdowy. Na wyjazdach nie widywałem go często, bardziej jeździli jego bracia Mirosław i Sławomir. Mówię oczywiście o starszych czasach, gdy byliśmy młodzi. Aram meczu w Gdańsku nie opuszczał, był zawsze. Śmialiśmy się, że bez niego nie zaczną.