- Teraz odbywa się sąd nad Smudą, a dziennikarze zakładają się, czy Franz dotrwa do finałów mistrzostw Europy. Zapomnijmy o porażkach 0-6 z Hiszpanią i 0-3 z Kamerunem. Myślmy pozytywnie, ale bądźmy jednocześnie realistami. A Smuda, który miał przecież wizję drużyny narodowej i z entuzjazmem przystępował do pracy, niech dalej wykonuje swoją robotę - powiedział Kaczmarek. Popularny "Bobo" broni swojego kolegi po fachu, co nie znaczy, że nie dostrzega pewnych mankamentów w grze reprezentacji. - Zawsze trzeba dobierać strategię nie tylko pod kątem rywala. Musi ona także uwzględniać potencjał i umiejętności własnych zawodników. Tymczasem nasza organizacja gry jest bardzo przeciętna. Trzeba również zachować umiar i równowagę pomiędzy defensywą i ofensywą, a nasza postawa w meczu z Hiszpanią przypominała ambicję gościa z szabelką, który chciał pokonać czołg - dodał trener Kaczmarek. Były asystent trenera Leo Beenhakkera nie zgadza się też z niektórymi personalnymi koncepcjami Franciszka Smudy. - W Polsce cierpimy na niedosyt lewych obrońców, co nie znaczy, że trzeba na siłę w meczu z Kamerunem uszczęśliwiać Macieja Sadloka. Ten zawodnik nie ma predyspozycji, zwłaszcza szybkościowych, do gry na tej pozycji. Jeśli miałbym eksperymentować, spróbowałbym go jako defensywnego pomocnika. Byłbym także bardziej wstrzemięźliwy w wygłaszaniu opinii o talentach Rybusa, Glika, czy też Sobiecha oraz o odkryciu Mierzejewskiego. Nie stać nas również, abyśmy rezygnowali z takich zawodników, jak chociażby Mariusz Lewandowski - podkreślił. Bogusław Kaczmarek nie jest także zwolennikiem powoływania na siłę do kadry zawodników mających polskie korzenie. - Obraniak już gra, ale zbawcą tej drużyny na pewno nie jest. Uważam także, że Roger Guerrero również nie podniósł poziomu gry Polaków. Teraz na tapecie są Boenish i Koscielny. W tym przypadku więcej jest jednak szumu niż realnych efektów. Podobnie było z Robertem Acquafrescą. Znam osobiście bardzo dobrze jego mamę, z którą wiele razy dyskutowałem przez telefon na temat jego gry w biało-czerwonych barwach. Skończyło się na tym, że Robert wybrał Italię, a mi zostały do zapłacenia ogromne rachunki - wspomina "Bobo". 60-letni szkoleniowiec jest również przeciwny zatrudnianiu przez polskie kluby zbyt wielu zagranicznych piłkarzy. - Mam oczywiście na myśli hurtowy zaciąg, bo ta droga wiedzie donikąd. Dziwi mnie również brak korelacji pomiędzy Wydziałem Szkolenia PZPN i klubami Ekstraklasy. Po ostatnich fatalnych występach naszych zespołów w europejskich pucharach szef wydziału Jerzy Engel powiedział, że ekstraklasa jest jednostką autonomiczną, która sama opracowuje strategię i politykę działania. Trener Kaczmarek uważa także, że w kwestii sanacji futbolu sporo do zrobienia ma również polski rząd. - Premier Tusk kocha piłkę. Także wielu członków jego gabinetu często można spotkać na piłkarskich boiskach. Świetnym pomysłem była budowa Orlików. Baza, zwłaszcza w zimie, to podstawa. Teraz trzeba jednak je ożywić. Musi na tych placach być prowadzone szkolenie, przy centralnym subsydiowaniu, przez trenerów z prawdziwego zdarzenia. Trzeba stworzyć taki program - apeluje. Kaczmarek zapewnia, że nie bierze pod uwagi objęcia w przyszłości kadry. - To już zamknięty rozdział. Byłem przez dwa lata asystentem Leo Beenhakkera, wcześniej współpracowałem w młodzieżowych kadrach z Wójcikiem, Janasem i Stasiukiem. W latach 90. otrzymałem propozycję pracy od pierwszych szkoleniowców reprezentacji, ale wtedy chciałem awansować z dwoma klubami do Ekstraklasy. Z Lechią Gdańsk mi się nie udało, ale ze Stomilem Olsztyn tak. Franz czekał na to wyróżnienie 10 lat i mam nadzieję, że jeszcze przez kilka lat w chwale i z sukcesami popracuje - podsumował Kaczmarek.