"Dzisiaj zagraliśmy najsłabszy mecz od czasu, jak Bogdan Wenta objął kadrę - ocenił urodzony w Żaganiu 32-letni zawodnik. Nie wiem co się z nami stało. Może to była za wczesna pora, nie wyspaliśmy się, chociaż w łóżkach byliśmy już po dwudziestej drugiej, nie wiem... Nie zawsze sprawdza się powiedzenie, kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje". Ale dał zwycięstwo. "Bo jest litościwy... To, co pokazaliśmy w pierwszej połowie, to był antyhanball. I za to powinniśmy dostać ostro po uszach od trenera i nie ma nawet o czym dyskutować" - mówił samokrytycznie Jurasik, zdobywca trzech bramek. Wspomniał przy tym o wielkiej determinacji kolegów, mimo że brazylijska samba (tańczona też na trybunach przez kilkunastu kibiców z tego kraju) nie bardzo im tego dnia służyła. "Wygraliśmy tylko dlatego, że mamy serce do walki. Cieszymy się, że jesteśmy w ćwierćfinale i teraz musimy się skupić na następnym przeciwniku" - podkreślił. Na trybunach, mogących pomieścić ponad 4 tys. widzów, dominował - dzięki przybyszom z Polski - kolor biało-czerwony, dobrze znane w kraju piosenki, no i skandowanie, m.in. "Gramy u siebie!" czy też "Ławka też gra". "Słyszeliśmy ten doping - potwierdził Jurasik. - Jesteśmy parę tysięcy kilometrów od kraju, a czujemy się w hali, dzięki wspaniałym kibicom, jak w domu. Skandowanie 'Gracie u siebie' bardzo pomagało. To był nasz trzeci mecz i po raz trzeci z tak licznymi oraz głośnymi rodakami, za co im serdecznie osobiście i w imieniu kolegów dziękuję. Momentami mieli do nas pretensje, i całkiem słuszne. Oni przyszli patrzeć na piłkę ręczną w wykonaniu wicemistrzów świata, a nie jakiejś ligowej drużyny". Każdej reprezentacji uczestniczącej w tego typu turnieju zdarza się czasami mieć słabszy dzień. Jurasik sądzi, że jest on już poza zespołem. "Miejmy nadzieję, że to był właśnie ten słabszy dzień i jest już za nami. W mistrzostwach świata wypadł na mecz z Francją, tu - na pojedynek z Brazylią". A te kłótnie na boisku były potrzebne? "Absolutnie! - mocno zaakcentował zawodnik. - Niepotrzebnie powiedzieliśmy sobie kilka ostrych słów na boisku i to nas rozkojarzyło; zaczęliśmy grać indywidualnie. A przecież jesteśmy bardzo zgraną drużyną i nie powinniśmy się kłócić na boisku. Czasami jednak nerwy puszczają, bo to jest sport walki. Jak gramy, a coś nam nie wychodzi, a jeszcze jak ktoś dostanie - za przeproszeniem - w łeb od przeciwnika, to nerwy potęgują się. I dobrze, że wówczas trener zdejmuje takiego zawodnika na dwie-trzy minuty, aby ochłonął". Mariusz Jurasik jest zdania, że takie sytuacje nie powinny się zdarzać. "Na pewno źle jest jak zwracamy sobie uwagi na boisku. To się robi poza nim, w przerwie, w szatni, gdzie można wyrzucić co się ma na sercu, klepnąć i wychodzić do dalszej walki jako zgrany zespół, bo przecież takim jesteśmy. Wyciągniemy z tego wnioski, aby takie sytuacje nie powtarzały się. Będziemy mieli zebranie i ten temat poruszymy. Jak się kłócimy, to tylko w szatni". Rano wstawać akurat nie lubicie? "Raczej nie - przyznał zawodnik. - Gry wracaliśmy o siódmej ze śniadania, spotkaliśmy kajakarzy i pływaków. Byli bardzo zdziwieni, że jesteśmy już na nogach, bo widywali nas zazwyczaj po dziewiątej. Mam nadzieję, że nie będziemy już grali przed południem. To nie jest zdecydowanie nasza pora". Zobacz tabele turnieju olimpijskiego piłkarzy ręcznych