INTERIA.PL: Do 52 minuty graliście z Chorwatami jak równy z równym. Mariusz Jurasik: - Nie odpuściliśmy im, ale za dużo błędów zrobiliśmy w końcówce, graliśmy za szybko w ataku. Jak odskoczyli na dwie bramki za szybko chcieliśmy ich dogonić, a trzeba było grać swoje konsekwentnie do końca i wtedy z pewnością byśmy ich doszli. W końcówce nie brakło wam sił? - Ja nie jestem wcale zmęczony tym meczem! Nie wiem jak koledzy, ale wydaje mi się, że jesteśmy świetnie przygotowani. Prawie przez cały mecz trzymaliśmy Chorwatów i nie mogli sobie pograć. O porażce decydowały w dużej mierze błędy indywidualne: niepotrzebne, nieprzygotowane rzuty, obijanie bramkarza... - Nie trzeba szukać kozłów ofiarnych, pojedynczych błędów. Skoro przegraliśmy, tzn. że nikt u nas nie zagrał tak jak trzeba. Kapitalny mecz rozegrał chorwacki bramkarz Mirko Alilović. Nie znaleźliście na niego sposobu. - Ja znalazłem, ale to nie wystarczyło. Nie mam się czym chwalić. Wolałbym żeby sześciu moich kolegów znalazło na niego sposób, a ja nie. Niechby wszyscy rzucili po 10, to byśmy wygrali 60:30. Chorwatów można było pokonać? - Można, ale nie po takim meczu w naszym wykonaniu. Nic specjalnego nie pokazali, grał jeden zawodnik - Balić. Wiązał dwóch naszych zawodników, puszczał piłkę dalej i robił swoim miejsce żeby mogli wjeżdżać w naszą obronę. Sławek Szmal musiał bronić rzuty z szóstego metra, więc i tak chwała mu za to co odbił, bo nie ułatwialiśmy mu zadania. Bramkarz nie może grać sam. Rozmawiał w Stavanger Leszek Salva