Sprawa transferu Cesca Fabregasa do "Blaugrany" również w tym roku okupuje czołówki gazet i portali internetowych. Katalońskie media co kilka dni donoszą, że Fabregas wykonał kolejny krok w kierunku Camp Nou, a publikacji na ten temat - i z takim samym nagłówkiem - pojawiło się już tyle, że gdyby je rozumieć dosłownie, Cesc do tej pory musiałby dojść przynajmniej pod Paryż. I choć w opinii wielu komentatorów Arsene Wenger rozumie, że tym razem nie zatrzyma swojego kapitana na kolejny sezon, negocjacje Barcelony z Arsenalem znów przeciągają się w nieskończoność. Transfer Fabregasa miałby wejść na ostatnią prostą dopiero wtedy, gdy Arsenal znajdzie jego następcę. W tej roli Wenger najchętniej widziałby Jauna Matę, jednak ten pomysł niespecjalnie przypadł do gustu działaczom Valencii, co nie ułatwi ani nie przyspieszy ewentualnych negocjacji. Wprawdzie "Nietoperze" nadal muszą liczyć każde pojedyncze euro i oszczędzają na czym się da, jednak sytuacja finansowa tym razem nie zmusza ich do sprzedaży najważniejszych zawodników. W hiszpańskiej prasie roi się od sprzecznych doniesień. Kataloński "Sport" liczy na to, że po sprowadzeniu Maty Wenger nareszcie przestanie walczyć o pozostanie Fabregasa. Madrycka "Marca" już zdążyła ogłosić, że brakuje tylko detali, by "Kanonierzy" zamknęli transfer skrzydłowego Valencii w kwocie piętnastu milionów euro. "AS" ujawnił, że Valencia jest gotowa sprzedać Matę, ale za nie mniej niż 23 mln euro. O wiele bardziej powściągliwie wypowiadają się dziennikarze wydawanego w Walencji "Superdeporte", cytując wypowiedzi działaczy "Los Ches", którzy przyznają, że wiedzą o zainteresowaniu ze strony Arsenalu, jednak na razie nie wpłynęły żadne oficjalne oferty. Redaktor "Superdeporte" Julian Montoro ironicznie przypomniał, że madryckie media już przed rokiem zdołały sprzedać Matę do Barcelony, więc i tym razem doniesienia ogólnokrajowej prasy sportowej mogą być zdrowo przesadzone. Wszystkie gazety zgadzają się w dwóch kwestiach. Jeśli Valencia ostatecznie nie sprzeda Maty, włodarze będą musieli podnieść mu zarobki, bo taki zapis figuruje w kontrakcie skrzydłowego. A sam zawodnik nie zamierza na nikim wywierać presji - uszanuje każdą decyzję klubu.