Fachowiec z takimi dokonaniami pewnie już teraz przebiera w ofertach. Większość Portugalczyków marzy, by objął reprezentację tego kraju w zastępstwie Luiza Felipe Scolariego. W federacji portugalskiej już kręcą nosem na serię trzech remisów Brazylijczyka w eliminacjach do EURO 2008: z Armenią, Polską i Serbią. Jedynym Polakiem, który dosyć dobrze zna wielkiego Jose jest były napastnik FC Porto Grzegorz Mielcarski. Zresztą w jednym z wywiadów Mourinho powiedział o ówczesnym dyrektorze sportowym Wisły Kraków "My friend Greg". Z opowieści Grzegorza o Mourinho najbardziej spodobała mi się ta o jednym ze sposobów portugalskiego trenera na rozpracowanie rywala. Każdy z piłkarzy Chelsea, a wcześniej FC Porto na przedmeczowym zgrupowaniu jako lekturę do poduszki dostawał kartkę z dokładną charakterystyką zawodnika, przeciw z którym przyjdzie mu się spotykać na boisku najczęściej. Było tam o wszystkim - słabych i mocnych stronach, przyzwyczajeniach, sposobie dryblowania. Chyba to pomagało. A z Romanem Abramowiczem jest podobnie, jak z mocarzami polskiej piłki. Do pewnego czasu trener jest ich wielkim przyjacielem. Później, po kilku słabszych wynikach, które w sporcie muszą się zdarzyć każdemu, miłość mija, pojawiają się podszepty zawistników "zwolnij go". I drogi prezesów z najlepszymi nawet szkoleniowcami się rozchodzą. Najczęściej zbyt pochopnie. Abramowicz przez blisko trzy lata uważał Jose za swojego przyjaciela. Na początku roku, stosunki między oboma panami uległy ochłodzeniu. Milioner z Rosji miesiąc temu sprzedał do Realu Arjena Robbena, a na jego miejsce nie pozyskał nikogo równie mocnego. To już był zły sygnał. - W piłce jest tak samo jak w supermarkecie. Są towary pierwszej, drugiej i trzeciej klasy. U nas tych pierwszych jest już coraz mniej, więc nie możemy myśleć o takich wynikach, jak dawniej - mówił na początku tygodnia Jose Mourinho. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że jego ekipa zremisuje z Rosenborgiem Trondheim. Właściciel Wisły Bogusław Cupiał zwykł mawiać: - Trzy lata z jednym trenerem to wystarczający okres. Później następuje zmęczenie materiału, piłkarze nudzą się jego metodami. Pewnie jest w tym sporo racji, ale i tak uważam, że Mourinho mógł jeszcze popracować na Stamford Bridge. Michał Białoński, INTERIA.PL