Jego osobę wysunęło środowisko związane z twórcami Programu Rozwoju Lekkiej Atletyki PRO-L.A. Weźmy sprawy w swoje ręce - ta idea przyświecała grupie zawodników, trenerów, menedżerów, działaczy w uczynieniu 5 lat temu pierwszego kroku do opracowania niezależnego Programu Rozwoju Lekkiej Atletyki. Jednym z jego twórców był Jacek Kazimierski, który w styczniu 2005 roku przegrał stosunkiem głosów 47:51 rywalizację z Ireną Szewińską o fotel prezesa. Realizację programu trzeba było więc odłożyć, a Jacek Kazimierski obiecał "swojemu" środowisku, że za cztery lata ponownie będzie się ubiegał o tę funkcję. - Mam to we krwi, że staram się dotrzymywać słowa więc ... brałem pod uwagę moją osobę" - powiedział podczas środowej konferencji prasowej Jacek Kazimierski. Jednak z chwilą, gdy Jerzy Skucha również zaczął myśleć o prezesurze, obaj panowie zaczęli rozmawiać. - Najgorszym rozwiązaniem dla lekkiej atletyki byłoby to, gdybyśmy wystartowali razem. Odłożyliśmy animozje, ambicje i myśleliśmy tylko o współpracy. Zastanawialiśmy się, który wariant jest lepszy: ja prezesem współdziałającym z panem Jurkiem czy odwrotnie. Uznaliśmy, że lepszą opcją jest ta druga - przyznał Kazimierski. - Taki układ nie dla mnie jest korzystniejszy lecz dla królowej sportu - podkreślił Jerzy Skucha. Zapewnił również, że nie ma mowy o tym, aby ktoś nim sterował z "tylnego siedzenia". Właśnie z powodu nadmiernej ingerencji osób trzecich w sprawy czysto sportowe zrezygnował z początkiem 2005 roku, po ośmiu latach, z funkcji szefa szkolenia PZLA. - Byłem blokowany w swych poczynaniach, za które ja odpowiadałem. Tak pracować nie potrafię - wyznał Skucha. Pod jego "batutą" reprezentanci Polski zdobyli 163 medale mistrzostw Europy i świata we wszystkich kategoriach wiekowych oraz igrzysk olimpijskich (pięć złotych i jeden brązowy). Zarówno Skucha jak i Kazimierski przyznali, że do dziś "wielkim złem PZLA jest ręczne sterowanie", a także "niewłaściwa struktura, w której można utopić wszystkie złotówki". Za "chore rozwiązanie" uznali też zbyt liczny, 23-osobowy zarząd, opowiadając się za 7-9- osobowym. Jerzy Skucha pytany kogo widziałby na "swoim poprzednim stanowisku w PZLA" odpowiedział, że nie prezes o tym decyduje. Szef szkolenia zostaje wybrany drogą konkursu. Przyznał natomiast, że należy poprawić jakość szkolenia, a zmiany w systemie i procesie muszą nastąpić jak najszybciej. "To jest najpilniejsza teraz sprawa, gdyż do igrzysk w Londynie pozostały niespełna cztery lata" - podkreślił Skucha, który obecnie pracuje w Ministerstwie Sportu i Turystyki, koordynując szkolenie olimpijskie. W latach 1970-1998 był zatrudniony jako trener w klubie RKS Skra Warszawa, a od 1988 do 1994 roku jako szef bloku sprintu PZLA. W kadencji 2001-2004 był członkiem zarządu PZLA. Jacek Kazimierski (prezes firmy Strauss Cafe Poland) podkreślił konieczność ścisłej współpracy władz PZLA z Ministerstwem Sportu. Za dobry prognostyk uznał wkład Mirosława Drzewieckiego - jeszcze z czasów, kiedy nie był szefem resortu - w Program Rozwoju Lekkiej Atletyki. Rekordzista Polski w skoku wzwyż Artur Partyka, który m.in. wraz z Sebastianem Chmarą, Pawłem Januszewskim, Robertem Korzeniowskim dokładał "cegiełki" do tego programu, powiedział, że nie został on odłożony na półkę w styczniu 2005 roku. - Byłoby to zmarnowanie pracy setek osób. Projekt tworzyliśmy bowiem na bazie opinii wyniesionych z ponad 30 spotkań, jakie odbyliśmy w 2004 roku w różnych częściach kraju, w różnych środowiskach. Nie dane jednak było nam przystąpić do realizacji tego programu, który cały czas doskonaliliśmy. Nadszedł chyba czas aby go wdrażać - jeśli nie zrobi tego nasze środowisko, to kto? Jeśli nie teraz - to kiedy? - podsumował medalista igrzysk oraz mistrzostw świata i Europy Artur Partyka.