Specjalistka biegów na 400 m ppł urazu nabawiła się 17 marca na zgrupowaniu w RPA. Początkowo myślała, że to zwykłe skręcenie stawu skokowego, okazało się, że naderwane zostało ścięgno. "Robiłam zwykłe ćwiczenia płotkarskie z piłką lekarską. Niestety noga mi się podwinęła i stało się. Pozostało nam 10 dni pobytu w RPA i nie skorzystaliśmy z pomocy medycznej. Wcześniej mi się już zdarzało podkręcać staw skokowy i też był wówczas opuchnięty. To właśnie dlatego początkowo myśleliśmy, że nie będzie to zbyt poważne i po kilku dniach wrócę do treningu. Tak też zrobiliśmy i nie było tak źle. Dopiero po powrocie do kraju okazało się, że mam naderwane więzadło" - powiedziała 32-letnia zawodniczka AZS AWF Warszawa. W konsekwencji kontuzji stawu skokowego, doszło do stanu zapalnego i przeciążenia ścięgna Achillesa. "Wróciłam do treningu, ale stopa nie pracowała prawidłowo, była zablokowana i nie do końca przechodziłam przez śródstopie. Stąd przeciążenie i stan zapalny Achillesa" - dodała. Przed kłopotem ze ścięgnem Jesień zdążyła jeszcze uczestniczyć w zgrupowaniu na Chorwacji, dokąd wraz z mężem i jednocześnie trenerem Pawłem udali się po raz pierwszy. "Paweł ma grupę klubową i chodziło o to, by jego zawodnicy mogli też pojechać. Szukaliśmy więc miejsca, gdzie będzie tanio i sprawdziło się. Pogoda była lepsza niż w Polsce, mieliśmy bardzo fajne warunki. Byliśmy w Zagrzebiu i trenowaliśmy nie tylko na stadionie, ale także bardzo ładnie, nad rzeczką położonym parku" - opowiadała. Teraz Jesień koncentruje się tylko na tym, by wrócić jak najszybciej na bieżnię. "Ale wystartuję dopiero wtedy, gdy będę na pewno przygotowana. Nie ma sensu biegać po 57 sekund. Celem są mistrzostwa świata w koreańskim Daegu i chcę zrobić na nie minimum" - podkreśliła i dodała, że na szczęście najważniejsza impreza w roku odbywa się dopiero na przełomie sierpnia i września. Gdzie postara się pobiec lepiej od wskaźnika PZLA jeszcze nie wie, bo jak twierdzi, organizatorzy mityngów szybko zapominają nazwiska. "W zeszłym roku starty zakończyłam z powodu kontuzji przed mistrzostwami Europy w Barcelonie. Drzwi do Diamentowej Ligi się dla mnie zamknęły. Zapomniano o mnie, mimo że rok wcześniej w Szanghaju byłam trzecia, a w Rzymie szósta. Brązowa medalistka mistrzostw Europy z Monachium (2002) zdaje sobie sprawę, że jeśli w tym sezonie nie uda jej się osiągnąć zadowalającego rezultatu i wziąć udziału w mistrzostwach świata, PZLA nie będzie jej wspierać do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Londynie. "Jeśli nie pojadę na mistrzostwa świata ze związku stracę wszystko. Wtedy będziemy musieli z Pawłem usiąść i zdecydować, czy trenuję dalej do Londynu i sami we mnie inwestujemy, czy należy zakończyć karierę" - przyznała.