Mourinho martwi się brakiem skuteczności W jakim kierunku zmierza Real? Dyskutuj! "Powinniśmy być wdzięczni Mourinho, że zechciał pracować w Hiszpanii" - ogłaszał za pośrednictwem dziennika "Marca" Jose Antonio Camacho na kilka dni przed meczem Real - Osasuna. Jego podziw dla Portugalczyka i wiara w to, że "The Special One" podniesie standardy szkolenia w Primera Division przetrwały jednak bardzo krótko. Były piłkarz i trener Realu, obecnie szkoleniowiec klubu z Pampeluny opuszczał Santiago Bernabeu w przeświadczeniu, że na czele "Królewskich" stanął pyszałek i arogant. Wystarczyło zaledwie pięć kolejek Primera Division, by Mourinho pozrażał do siebie kilku znanych trenerów. Ostatnio po bezbramkowym meczu z Levante powiedział, iż mimo wszystko wyjeżdża z Walencji szczęśliwy, bo nikt z graczy rywala nie trafił do szpitala. "A pod koniec meczu wszyscy padali jak muchy i wyglądało na to, że znajdzie się ich tam kilku" - ironizował z przeciwników symulujących faule. Gdy padają Higuain, Ronaldo, czy Oezil "Mou" uważa, że rywale nie znajdują metody i polują na ich kości. Obrazić wszystkich Prowokacje, zaczepki i oskarżenia - to stare zagrywki Mourinho, które stosuje od zawsze. Florentino Perez wiedział kogo zatrudnia, gdy zabiegał, by po wygranym finale Champions League na Santiago Bernabeu Portugalczyk opuścił Inter i pozostał w Madrycie. Dziś jednak wielu ludzi wysoko postawionych w Realu jest zaniepokojonych, że Mourinho szarga wizerunek "klubu dżentelmenów". Chelsea mogła sobie pozwolić, by w Anglii za nią nie przepadano, tak jak szefowie Interu byli w stanie znieść powszechną nienawiść we Włoszech, ale Real Madryt to była zawsze duma i oczko w głowie niemal całej Hiszpanii. Tymczasem Mourinho gdziekolwiek postawi stopę, zostawia wrogów. Podczas meczu z Levante trener Realu stworzył tak histeryczną atmosferę na ławce rezerwowych, że sędzia musiał z niej usunąć Juana Carlosa Hernandeza, klubowego lekarza, który z fanatyzmem w oczach krytykował decyzje liniowych. Lekarz został też ukarany przez klub, bo to byłoby prawdziwe kuriozum, gdyby w tym czasie komuś z graczy Mourinho przytrafiła się kontuzja. Hiszpańscy dziennikarze żartują nawet, że portugalski trener nie mógłby poprosić o pomoc lekarza Levante, bo był już pokłócony z wszystkimi ludźmi siedzącymi na ławce gospodarzy. Florentino Perez nazywa Mourinho najlepszym trenerem świata, ale nie chce, by Real stał się najbardziej znienawidzonym klubem w kraju. Do tego niestety prowadzi "gra" Portugalczyka, która może szkodzić "Królewskim" choćby z punktu widzenia ekonomicznego. W białych koszulkach najbardziej utytułowanego klubu świata paradują przecież nie tylko mieszkańcy stolicy, ale też wielu mniejszych miast i miasteczek w Hiszpanii. Wstępuje w niego diabeł Mourinho sam przyznaje, że podczas meczu wstępuje w niego diabeł. Pytany przez dziennikarza "El Pais" co czuje, gdy ogląda w telewizji powtórki spotkań, odpowiada, że pod żadnym pozorem nie patrzy na ławkę rezerwowych. "Wielu z tych rzeczy nie powinienem był zrobić, i nigdy nie zrobiłbym na chłodno" - powiedział dając nawet do zrozumienia, że jest mu chwilami wstyd za siebie. Podobno między innymi dlatego meczów nie ogląda i futbolu nie lubi jego żona. Zarzuty wobec zachowania Mourinho, to jedno. Inną sprawą są pretensje wobec drużyny. Portugalczyk obiecywał kibicom, że jego Real będzie grał w swoim tradycyjnym, ofensywnym stylu. Sceptyków wobec tych obietnic od początku było wielu, ale po pięciu kolejkach nowego sezonu, ich liczba gwałtownie wzrosła. Real Mourinho zdobył o cztery punkty mniej, i aż o 10 goli mniej niż na tym samym etapie poprzedniego sezonu Real Manuela Pellegriniego. W ten sposób zaczyna spełniać się przepowiednia Chilijczyka. Gdy wyrzucano go z pracy powiedział: "Chciałbym zobaczyć tego, który poprawi moje rekordy". Real kończył wtedy ligę z 96 punktami. Dziennikarze w Hiszpanii też nie ufają obietnicom Mourinho. Przypominają, że niedawno w wywiadzie dla dziennika "As" Ricardo Carvalho stwierdził: "ważniejsze jest, by nie stracić żadnej bramki niż, żeby zdobyć cztery". A przecież Carvalho to taki piłkarski adiutant nowego trenera. Wygląda na to, że albo Mourinho okłamuje kibiców, albo pod pojęciem "ofensywny styl" rozumie coś innego. Lepiej bez piłki Statystyki to potwierdzają. Drużyna Mourinho dopuszcza do celnego strzału na bramkę Ikera Casillasa co 70 minut! Tak znakomitych statystyk defensywnych nie miała od lat. Od początku sezonu bramkarz Realu był zmuszony do interwencji zaledwie sześć razy - to nie zdarzyło mu się w całej, bogatej karierze. Także inne dane, dotyczące gry pomocy i ataku dowodzą, że drużyna Mourinho lepiej radzi sobie wtedy, gdy nie ma piłki. Zanotowała więcej złych podań niż zespół Pellegriniego, oddaje mniej celnych strzałów (36:43) i rzadziej uderza z pola karnego rywala (23:29). Odpowiedź, którą może dać "The Special One" jest jednak banalnie prosta. Tworzenie potęgi klubu nie polega na osiąganiu wzorcowych statystyk, ale kolekcjonowaniu trofeów. Jeśli jego filozofia doprowadzi Real do mistrzostwa kraju, lub 10. triumfu w Pucharze Europy, tak Pellegrini ze swoimi rekordami, jak wszyscy krytycy Mourinho znów będą zmuszeni pochylić przed nim głowy. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Zobacz wyniki, strzelców goli i składy z piątej kolejki Primera Division oraz tabelę