Mistrzowie świata z meczu na mecz grają coraz lepiej, więc nic dziwnego, że humory im dopisują. Włosi na czas ME opanowali ośrodek sportowy w Suedstadt, na obrzeżach Wiednia. Cała ekipa zakwaterowana jest w pobliskim Baden, więc stadion użytkowany na co dzień przez zespół Admira Moedling (grali w nim w przeszłości m.in. Grzegorz Szamotulski, Marek Świerczewski czy zmarły niedawno Adam Ledwoń) stał się naturalnym miejscem jej treningów. O sporym zainteresowaniu "Squadra Azzura" świadczył choćby fakt, że na niewielkich parkingach wokół stadionu pełno było samochodów oraz wozów satelitarnych włoskich stacji telewizyjnych. Przed wejściem porządku strzegli policjanci, a ochroniarze sprawdzali zawartość toreb i plecaków wnoszonych na teren obiektu. Te niedogodności starały się osłodzić kibicom urocze hostessy, które rozdawały niewielkie włoskie flagi. Gdy fotoreporterzy zajęli miejsca przy linii bocznej, ustawili się również operatorzy kamer, zajęcia można było zacząć. Jako pierwszy na środku boiska pojawił się trener Roberto Donadoni. Oczekiwanie na rozpoczęcie zajęć piłkarze umilali sobie m.in. grając w koszykówkę, a Gianluca Zambrotta popisywał się kunsztem technicznym - kilkakrotnie ustawiał piłkę w miejscu wykonywania rzutów rożnych z lewej strony bramki i zewnętrzną częścią prawej stopy posyłał piłkę bezpośrednio do siatki. Nie pomylił się ani razu. Donadoni gwizdkiem wezwał ubranych wszystkich jednakowo - na granatowo - zawodników i podzielił na dwie grupy. Jedenastka, która rozpoczęła wtorkowy mecz z Francją (2:0) została na murawie, a pozostali udali się na siłownię. Bramkarz Gianluigi Buffon głównie się rozciągał, gimnastykował i ćwiczył zagrania piłki nogą, a pozostali - w tym Andrea Pirlo i Gennaro Gattuso, którzy w ćwierćfinale będą pauzować z powodu nadmiaru żółtych kartek - w dość leniwym tempie bawili się piłkami, truchtając wokół boiska i omijając przy okazji różne przeszkody, m.in. niewysokie płotki, tyczki, pachołki. Operowanie piłką wyraźnie sprawiało im radość, a podczas zajęć nie obyło się bez uśmiechów i dowcipów. Jak na Włochów było jednak dość cicho, zarówno na boisku, jak i na trybunach. Po 40 minutowych przebieżkach jeszcze kilka serii tzw. brzuszków i gwiazdy poszły do szatni. Wtedy trenerzy wzięli "w obroty" drugą grupę. Starty do piłki, sprinty, skipping -rezerwowi, wśród nich m.in. Alessandro del Piero czy Marco Materazzi, mimo prażącego słońca nie mogli liczyć na taryfę ulgową. Pod koniec treningu szkoleniowcy zarządzili gry w obrębie pola karnego, które miały się kończyć strzałami na bramkę. Najpierw "1 na 1", później dwójkami, a wreszcie rywalizowały zespoły trzyosobowe. Każdy z piłkarzy wcielał się w rolę atakującego i obrońcy, gole padały jednak rzadko. Po zajęciach piłkarze byli do dyspozycji przedstawicieli mediów. W zlokalizowanej obok stadionu tzw. mixed zone odpowiadali na pytania dziennikarzy z całego świata, choć oczywiście dominowali obywatele Italii. Wrażenie robiła ścianka, na tle której wypowiadali się do kamer telewizyjnych - znalazły się na niej loga trzech głównych i 20 wspierających sponsorów federacji i reprezentacji. "Najgorsze już za nami. Mecz z Holandią (0:3) skończył się cierpieniem, ale i w tym spotkaniu dostrzec można było pozytywy. Później było już tylko lepiej. Rozkręcamy się i zaryzykuję stwierdzenie, że stać nas na pokonanie wszystkich kolejnych rywali" - powiedział trener Włochów. Podobnie uważa pomocnik Mauro Camoranesi. "Pierwsza połowa w naszym wykonaniu w meczu przeciw Francji była niemal wzorowa. Gdybyśmy zagrali skuteczniej pod bramką rywali, już do przerwy byłoby wszystko rozstrzygnięte. Niech to będzie ostrzeżeniem dla przeciwników" - podkreślił. "Szybko zapomnieliśmy o wpadce z Holandią. Z optymizmem patrzymy w przyszłość. Cały zespół sumiennie pracuje na sukces"- dodał Gianluca Zambrotta. Ćwierćfinałowy mecz Włochy - Hiszpania odbędzie się w niedzielę w Wiedniu. "Squadra Azzura" nie przegrała z tym rywalem podczas wielkiej piłkarskiej imprezy od 88 lat.