Coś, co było do przewidzenia, staje się faktem. Nawet fani Realu i Barcelony nie będą zachwyceni, jeśli rozgrywki Primera Division będą się toczyć tym rytmem. Za nami zaledwie cztery mecze, a liderzy ligi hiszpańskiej już biją rekordy. Nigdy wcześniej nie wygrali zgodnie czterech meczów otwierających sezon. Przed rokiem oba kluby, które potem i tak całkowicie zdominowały rozgrywki, na inaugurację poniosły porażki (Barca w Numancii, Real w La Corunii). Dziś nic, tylko wygrywają. Te w zasadzie skromne cztery wygrane są dla Barcelony najlepszym ligowym startem od ponad pół wieku. Na dodatek dwaj najdrożsi gracze świata Zlatan Ibrahimovic i Cristiano Ronaldo, o których słabszej formie i kłopotach z adaptacją napisano w rekordowym tempie tomy, wymazali z tabel strzeleckie rekordy w obu klubach. Jeszcze się debiutantom nie zdarzyło, by zdobywali gole w czterech meczach otwierających sezon. Zlatan na tym skończy, bo ma skręconą nogę i nie zagra z Malagą. A jeśli chodzi o rekordy, to Raul zagrał w lidze 524. mecz dla Realu wyrównując osiągnięcie Manolo Sanchisa. Ostatnia kolejka dawała cień nadziei na emocje, Barcelona grała w Santander, gdzie nigdy nie wygrywała łatwo, Real miał mieć na Madrigal poważny egzamin. Obyło się właściwie bez emocji, bo w 2. min Ronaldo dorwał piłkę, przebiegł pół boiska i wystrzelił z działa większego kalibru. Heroizm grających w osłabieniu gospodarzy (czerwona kartka Gonzalo w 34. min) pozwolił im zaledwie postraszyć Casillasa. 2:0 na Madrigal wziąłby w ciemno każdy zespół na świecie. Wobec oczywistych faktów, jakimi są zwycięstwa obu drużyn wypływa kilka tematów zastępczych. Manuel Pellegrini był mocno naciskany przez dziennikarzy chcących wiedzieć, czy to co robi Ronaldo jest odpowiedzią na dokonania Leo Messiego. Rywalizację o Złątą Piłkę Argentyńczyk rozstrzygnął w rzymskim finale Ligi Mistrzów, ale dopóki trofeum dla najlepszego piłkarza świata nie zostanie przyznane, Portugalczyk może mieć nadzieję. Trener Realu uważa jednak, że Ronaldo gra myśląc o kolegach z Realu, a nie o rywalu z Barcelony. Tak czy owak ich pojedynek będzie trwał - przynajmniej w wyobraźni kibiców i dziennikarzy. Dyskusyjny pozostał w zasadzie jeszcze jeden temat: "Czy styl gry królewskich jest odpowiedni dla drużyny wzmocnionej za 250 mln euro"? W Hiszpanii nie ma co do tego zgody. "Marca" uważa, że Real gra tak, jak można się było spodziewać, bo przecież w drużynie zaszła rewolucja. "El Pais" donosi natomiast, że wobec formy Barcelony gra królewskich "jest mało smaczna". Dziennik zauważa, że Ronaldo jest najgroźniejszy, kiedy gra sam, bo najgorzej wychodzą mu próby podania do kolegów. Realowi brakuje płynności, zrozumienia, ci, którzy przyszli jeszcze nie grają na 100 proc, a ci, którzy byli (jak Higuain) nie mogą odnaleźć się w towarzystwie gwiazd znacznie większych od siebie. W sumie "El Pais" pisze, że na El Madrigal "poza czystym wynikiem, po Realu został zamazany obraz". Pellegrini słusznie odpowiada jednak, że do 34. min, do kiedy w obu drużynach grało po 11 piłkarzy, Real był lepszy i prowadził. Tylko czy krajowi rywale mogą być dla Realu i Barcy punktem odniesienia? Dominacja liderów zbiegła się z kłopotami innych potentatów. W 4. kolejce przegrał nawet Athletic, który jako jedyny obok faworytów nie poniósł strat w trzech wcześniejszych meczach. Trudno było jednak traktować klub z Bilbao, jako kandydata do walki z kolosami, w dwumeczu o Superpuchar Hiszpanii z Barceloną dwa razy wyraźnie przegrał. Kłopoty Villarreal i Atletico Madryt są szokujące - obie drużyny znalazły się w strefie spadkowej, nie wygrywając dotąd ani razu. Wczoraj przegrała też Valencia, a więc z kandydatów na poważnych rywali Barcy i Realu zostaje tylko Sevilla? Być może to stwierdzenia pochopne, może najbliższa kolejka czymś zaskoczy świat, wygląda jednak na to, że egzaminem dla Realu i Barcelony będą dopiero listopadowe Gran Derbi, a potem już faza pucharowa Champions League. Czy do tego czasu w Primera Division powtarzał się będzie refren: "na szczycie bez zmian"? INTERESUJESZ SIĘ FUTBOLEM? POROZMAWIAJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM!