<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-liga-mistrzow-cwiercfinaly,cid,636">Liga Mistrzów - zobacz wyniki, strzelców, składy i terminarz</a> Pep Guardiola był wściekły na cały świat. "Czy teraz w końcu mi wierzycie? Chyba się dziś przekonaliście, jak Szachtar jest mocny? To jedna z najlepszych drużyn, jakie widziałem w życiu" - mówił do dziennikarzy. Ci byli zdumieni, bo przecież Barcelona zwyciężyła aż 5-1, i choć w Doniecku zagra bez Andresa Iniesty, jest o krok od półfinału. Guardiola był zły na dziennikarzy, że nie doceniając rywala z Ukrainy szkodzą jego drużynie. Dlatego sam wciąż komplementował przeciwnika, nawet po meczu mówił, że wynik 1-5 jest dla niego krzywdzący. "Zasłużyli na więcej" - upierał się. Faktycznie Szachtar zmarnował kilka szans na drugiego gola, ale też na Camp Nou zaprezentował obronę dziurawą jak ser szwajcarski. Barca oszukała ją pięć razy mimo że w zdobywaniu bramek udziału nie wziął nikt z tridente MVP (Messi, Villa, Pedro). To był już 10 mecz w krótkiej karierze trenerskiej Pepa, kiedy jego zespół zdobywa 5, lub więcej bramek. W rewanżu Szachtar potrzebuje zwycięstwa 4-0. Tyle samo musi wygrać Inter z Schalke i to w dodatku na wyjeździe w Gelsenkirchen. W jeszcze gorszej sytuacji jest Tottenham, któremu 4-0 nad Realem da zaledwie prawo do dogrywki. Wydaje się, że po 90 minutach ćwierćfinałów zapadły rozstrzygnięcia we wszystkich parach. Chelsea, którą sędzia "okradł" z karnego w doliczonym czasie gry wczorajszego meczu z Manchesterem, potrzebuje do awansu co najmniej dwóch goli na Old Trafford. Albo drużyna Romana Abramowicza dokona cudu, albo czeka ją sezon bez trofeum. I to po transferach w oknie zimowym za blisko 100 mln euro. Bohaterami United na Stamford Bridge byli wczoraj Ryan Giggs i Edwin van der Sar. Gdyby zsumować ich wiek, byliby nawet znacznie starsi od dobijającego do 70-tki Aleksa Fergusona. Niedawno patent na piłkarski eliksir młodości mieli w Mediolanie, teraz upływowi czasu opierają się gwiazdy Manchesteru, choć biorąc pod uwagę średnią wieku Chelsea ma starszą drużynę. Aż trudno uwierzyć, że wczorajsze 0-1 na Stamford Bridge to już koniec osławionej bitwy o Anglię. Obie drużyny zagrają ze sobą jeszcze dwa razy w tym sezonie - na Old Trafford (we wtorek rewanż w LM i 7 maja w lidze). Sytuacja Chelsea wydaje się beznadziejna. Manchesterowi wystarczyć może jeden remis w tych meczach, strata drużyny Carlo Ancelottiego w Premier League wynosi 11 pkt (Arsenal wciąż chyba nie dorósł do mistrzostwa Anglii). Zanosi się na to, że na przełomie kwietnia i maja Europę rozgrzeją jednak hiszpańskie klasyki. Po raz pierwszy w historii Barcelona i Real zagrają ze sobą cztery razy w ciągu 18 dni! Między 16 kwietnia, a 3 maja dowiemy się:, kto z wielkich rywali wygra Puchar Króla, Primera Division oraz awansuje do finału Champions League na Wembley. Kiedy po porażce 0-5 w listopadzie Jose Mourinho opuszczał Camp Nou, miał przeczucie, że wróci tam jeszcze w tym sezonie. To przeczucie jest o krok od spełnienia, chyba nawet Portugalczyk nie myślał o takim natłoku klasyków. Przez prawie trzy lata pracy w roli trenera Barcelony Guardiola wygrał pięć meczów z Realem i już jest pod tym względem rekordzistą. Wydłużenie tej passy do dziewięciu spotkań byłoby wynikiem absolutnie nie do pobicia. Chyba jednak nawet najbardziej zagorzali fani Katalończyków nie mają odwagi o tym marzyć. Na wszelki wypadek niech nie mówią tego głośno - trener Barcy dostałby szału. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2061590">Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu</a> Zobacz skrót meczu Barcelony z Szachtarem Donieck: