- Wręczenie medalu przez Roberta Korzeniowskiego, czterokrotnego mistrza olimpijskiego, było dość wymownym symbolem, który traktuję jako swoiste przekazanie pałeczki. Bardzo się cieszę, że pierwszy medal międzynarodowej imprezy otrzymałem z rąk mojego idola, do którego osiągnięć ciężko mi na razie dorównać - powiedział Sudoł. Jak przyznał, trochę już ochłonął po piątkowsym sukcesie, jednak nie miał czasu na wypoczynek. - Adrenalina i radość z trofeum pozwalają mi jakoś funkcjonować. Gdy wróciłem z zawodów do hotelu, sporo pracy miał masażysta. Wtarł maści chłodzące, które częściowo ukoiły ból zmęczonych mięśni. Na obiad zjadłem niewiele - trochę makaronu, kurczaka i znikome ilości sałatki. Nie dało rady więcej, bo żołądek był wypełniony wodą. Wypiłem ponad trzy litry, aby poddać się kontroli antydopingowej - wspomniał zawodnik AZS AWF Kraków. A gdy emocje opadną? - Chciałbym spokojnie obejrzeć pięćdziesiątkę - sprawdzić, jak to wyglądało przede mną i za mną. Teraz mogę ocenić, że poszedłem optymalnie, zrobiłem to, co zamierzałem. Pogoda była łaskawa, aczkolwiek lubię chodzić, gdy jest bardzo ciepło. Przygotowywałem się do startu w upale, liczyłem, że wtedy byłoby jeszcze bardziej selektywnie - zaznaczył. Podkreślił też, że ma 32 lata i wchodzi w najlepszy dla chodziarza okres. - Korzeniowski pokazał, że można startować z sukcesami nawet do 36. roku życia. Nabrałem doświadczenia i teraz na trasie potrafię zachować spokój. Tak sobie też myślę, że gdyby nie tegoroczna utrata wagi, mógłbym powalczyć o złoto. W maju, podczas pobytu na obozie w Meksyku, miałem niemiłą przygodę z salmonellą, ale nie chcę już o tym mówić. Żałuję, bo byłem wtedy w wyśmienitej formie, a przez zatrucie bakterią schudłem prawie sześć kilogramów, brałem antybiotyki i całe leczenie trwało długo, zabierając czas treningowy - wspomniał Sudoł, pracownik naukowy krakowskiej AWF. Janusz Kalinowski z Barcelony