Wspólne kibicowanie zorganizowano w Tyskim Browarium (muzeum piwa). Klaskano, gdy na ekranie pojawiał się zawodnik AZS AWF Katowice. Spore emocje wzbudzał też Norweg Ole Einar Bjoerndalen, najwyraźniej oceniany jako główny konkurent Polaka. - Pobiegł słabiej i tyle. Przecież dwie karne rundy to jeszcze nie wszystko stracone. Nawet, gdyby strzelał bezbłędnie, z tym czasem medalu by nie było. Trudno, są jeszcze kolejne starty - komentowali kibice występ Sikory. Franciszek Groń-Gąsienica podkreślił, że biathlon to bardzo trudna dyscyplina. Dużo zależy od szczęścia, a przede wszystkim od pogody. - Takie zmienne warunki, jakie były dziś na trasie, są najgorsze. Nie wiadomo, jak posmarować narty. Poza tym igrzyska rządzą się swoimi prawami i czasem nawet stuprocentowy faworyt nie wygra. Narciarstwo to nie bieganie na bieżni, która jest zawsze taka sama. Jak ktoś ma na sto metrów czas około 10 sekund - to mniej więcej w tych granicach przybiegnie na metę - powiedział Gąsienica, który w 1956 roku zdobył w Cortina d'Ampezzo brązowy medal igrzysk w kombinacji norweskiej.