Nikt na nich nie stawiał, nie wymieniał ich w roli potencjalnych ćwierćfinalistów, a co dopiero półfinalistów. Tymczasem jako ostatni bronili honoru Ameryki Południowej w RPA. Kontynentu, który do najlepszej "szesnastki" wprowadził sześć drużyn, a do ćwierćfinału aż cztery. Przed półfinałem padały jednak jak muchy dwustumilioniowa Brazylia, czterdziestomilionowa Argentyna, ale maleńki Urugwaj został na placu bitwy żywy i silny. Oscar Tabarez oparł defensywę na świetnym Fernando Muslerze, na niezłych obrońcach Diego Godinie i Maxim Pereirze, a atak na Diego Forlanie i Luisie Suarezie, nauczył ich mądrej, skutecznej taktyki, dzięki której Urugwajczycy wygrali cztery z pięciu wcześniejszych spotkań, a piąte z Francją zremisowali. Pogromcę znaleźli dopiero w półfinale. Ostatniej decyzji Tabareza z pasjonującego półfinału z Holandią nie zrozumiem. Jak przystało na zwolennika Che Guevary (na cześć jego kochanki i szpiega Tamary Bunke, dał na imię swej córce Tania), powinien walczyć do końca, a tymczasem w meczu z Holandią przy stanie 1-3 wywiesił białą flagę. Jak inaczej odebrać zdjęcie z boiska w 84. min Diego Forlana, który stanowi jakieś 60-70 procent wartości drużyny? "Oho, oszczędzamy się przed meczem o brąz" - pomyślałem i pewnie tym kierował się Tabarez ściągając swego asa. Gdy Maxi Pereira w 92. min strzelił kontaktowego gola, były szkoleniowiec Milanu (krótki, nieudany epizod) i dwukrotny zdobywca Copa Libertadores (z Penarolem w 1987 r. i z Boca Juniors w 2001 r.) pewnie sam pluł sobie w brodę. Sędzia długo jeszcze meczu nie kończył, doszło do niejednego zamieszania w polu karnym Holandii. Nie twierdzę, że Forlan doprowadziłby do dogrywki, ale z nim na boisku szanse na nią byłyby dla Urugwaju bez porównania większe. We wcześniejszych 5 meczach na MŚ w RPA gwiazdor Atletico Madryt grał od początku do końca. Teraz właśnie go zabrakło w momencie, który mógł dać Urugwajowi równie szczęśliwą końcówkę, jak ta z ostatnich sekund dogrywki z Ghaną. Czy dałby, nigdy się nie przekonamy. Od pomyłek sędziowskich aż głowa puchnie. Najważniejszy dla losów półfinałowej rywalizacji gol - na 1-2 padł najpewniej znowu ze spalonego. Po strzale Wesleya Sneijdera Robin van Persie stojąc na wprost bramkarza na minimalnym spalonym wymachiwał prawą nogą (właśnie nią stał na ofsajdzie) w kierunku piłki. Pech (czytaj: FIFA), że nie zauważył tego akurat liniowy z Kirgistanu, Bachadyr Boczkarow. Akurat ta sytuacja dla ludzkiego oka ulokowanego prawie 40 m od zdarzenie, mającego w polu widzenia obrońców, była trudna do oceny. Sepp Blatter po tym półfinale spał pewnie spokojnie i nie spieszno mu będzie do modernizacji sędziowania. Przeciwnie w stosunku do 3,5 miliona Urugwajczyków.