O korupcji w polskiej piłce nożnej mówiło się od lat. Na gadaniu się jednak kończyło. W naszym prawie nie było żadnych paragrafów, które umożliwiałby ściganie tej patologii, a w środowisku futbolowym panowało, charakterystyczne dla struktur mafijnych, prawo omerty, czyli milczenia. Właśnie te dwa czynniki sprawiły, że prowadzone w krakowskiej prokuraturze śledztwo związane z ustawionym meczem Wisły z Legią (0:6) w 1993 roku zostało umorzone. To był sygnał dla środowiska, że na korupcję "nie ma bata", że można dosłownie wszystko. I zaczęło się... W niewielkich Wronkach właściciele Fabryki Kuchenek "Amica" postanowili, w celach promocyjnych, powołać klub piłkarski. Jednym z jego założycieli był Ryszard F., którego nazywano "Fryzjerem". Kilka lat później, ten niepozorny człowiek stał się symbolem futbolowej korupcji w Polsce. Właśnie trwa jego proces, a Ryszardowi F. grozi sześć i pół roku więzienia. Pojęcie korupcji w sporcie pojawiło się w naszym prawie karnym 1 lipca 2003 roku. Uchwalono odpowiednie paragrafy i prokuratura dostała narzędzia do ścigania tego procederu. Najpierw jednak musiał ktoś "sypnąć"... W maju 2004 roku we wrocławskim dodatku "Gazety Wyborczej" ukazał się artykuł opisujący kulisy drugoligowego meczu pomiędzy Polarem Wrocław i Zagłębiem Lubin (0:4). Okazało się, że piłkarze obu zespołów kontaktowali się przed spotkaniem, a ludzie z piłkarskiego środowiska po raz pierwszy przyznali się do ustawienia wyniku. Afera ta znalazła swój finał w procesie sądowym, toczącym się od 24 stycznia do 10 czerwca 2008 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło czterech piłkarzy. Dwóch byłych zawodników Polaru Wrocław: Tomasz R. i Jacek S., zostało skazanych na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata, natomiast byłego zawodnika Zagłębia Lubin Zbigniewa M. oraz byłego piłkarza Śląska Wrocław Marka G. sąd uniewinnił i utajnił uzasadnienie wyroku. "Sprawa Polaru" była pierwszym kamyczkiem. Prawdziwa lawina ruszyła rok później. Dziurowicz uruchomił lawinę 21 maja 2004 roku, przed meczem Cracovii z broniącym się przed spadkiem GKS-em Katowice, dokonano udanej prowokacji policyjnej. Prezes katowickiego klubu, Piotr Dziurowicz, postanowił pójść na współpracę z organami ścigania. Skontaktował się z arbitrem Antonim F. i zaproponował mu łapówkę w wysokości 100 tysięcy zł. Została ona wręczona dzień przed meczem na ustronnym parkingu. Pieniądze schowano w samochodowym kole zapasowym. Kiedy arbiter ze Stalowej Woli przejął łapówkę, został zatrzymany przez policję. Niedługo potem aresztowano Mariana D., obserwatora sędziowskiego, który pośredniczył w całej transakcji. Szczegóły tej akcji przez ponad miesiąc utrzymywano w tajemnicy. Ujawnił je dopiero Piotr Dziurowicz w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Były już szef katowickiego klubu odsłonił także kulisy walki o awans do ekstraklasy z roku 2000, gdy GKS i Śląsk Wrocław zawiązały spółdzielnię, która "wykosiła" rywali. Tymi sprawami prokuratura już się nie zajmowała, gdyż miały one miejsce przed wspomnianą nowelizacją prawa, ale nawet bez tego prokuratura wrocławska, która prowadzi śledztwo, jest do dzisiaj zarobiona po łokcie. Zaraz po zatrzymaniu Antoniego F. prezes PZPN, Michał Listkiewicz, wypowiedział słynne zdanie o "jednej czarnej owcy". Tymczasem tych "owiec" uzbierało się już 192! "Fryzjer" za kratkami Kolejna przełomowa data w aferze korupcyjnej to 26 czerwca 2006 roku. Zatrzymano wówczas wspomnianego Ryszarda F. , ps. Fryzjer. Postawiono mu zarzut założenia i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. W areszcie F. przebywał do 28 marca 2008 roku, a obecnie toczy się jego proces. W śledztwie przyjęto taktykę, wg której każdy zatrzymany, któremu stawiano zarzuty, aby opuścić areszt, musiał zdradzić nowe fakty związane z korupcją. To nakręcało spiralę zatrzymań. W pierwszej fazie afery korupcyjnej zarzuty objęły pięć klubów: Arkę Gdynia, Górnika Łęczna, Górnika Polkowice, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski i Podbeskidzie Bielsko Biała. Dotyczyły spotkań drugoligowych. Bulwersująca była zwłaszcza sprawa Arki. Klub ten, walcząc o awans do ekstraklasy w sezonie 2004/2005, "obstawił" większość spotkań. Za wszystkim stał "Fryzjer", który miał wpływ na obsadę sędziów i obserwatorów. Sprawy załatwiał przez telefon. Arbitrzy, oprócz przyjmowania korzyści finansowych, faworyzowani byli przy awansach do wyższych lig. W kupowanie meczów przez Arkę zaangażowali się niemal wszyscy pracownicy klubu - z prezesem Jackiem M. i dyrektorem sportowym Wojciechem W. na czele. Zatrzymano nawet sekretarkę. Spadek, ujemne punkty i grzywna 12 kwietnia 2007 roku Wydział Dyscypliny PZPN podjął pierwsze decyzje o karach dla oskarżonych klubów. Arka Gdynia, za ustawienie 26 spotkań, została zdegradowana o jedną klasę rozgrywkową. Dodatkowo musiała zapłacić 200 tysięcy zł grzywny i następny sezon miała rozpocząć z dziesięcioma ujemnymi punktami. Po odwołaniu karę tę zmniejszono do pięciu "oczek". Górnik Łęczna, który nie poddał się dobrowolnie karze, za ustawianie 20 meczów został zdegradowany o dwie klasy rozgrywkowe, musiał zapłacić 270 tysięcy złotych i dostał 10 punktów ujemnych. Po odwołaniu grzywnę zmniejszono do 70 tys. zł, a karę punktową do sześciu. Zdegradowany o jedną klasę rozgrywkową został także Górnik Polkowice, który ustawił aż 60 (!) spotkań. Klub z Polkowic dostał też grzywnę w wysokości 50 tys. zł i 10 minusowych punktów. Po odwołaniu karę finansową zwiększono do 70 tys. zł, a liczbę minusowych punktów zmniejszono do sześciu. KSZO Ostrowiec. Świętokorzyski, którego działacze ustawili 16 spotkań, oprócz degradacji z drugiej do trzeciej ligi dostał karę odjęcia sześciu punktów i 50 tysięcy zł grzywny. Po odwołaniu karę finansową zwiększono do 70 tys. zł. Czytaj na następnej stronie: jak upiekło się Widzewowi, o przypadku "Koruptera" Kielce i kto jeszcze trafi do Wrocławia.