Polska zwyciężyła Wielką Brytanię 3:2, choć Murray wykonał plan minimum. Wygrał dwa mecze singla, ale w deblu nic nie zdziałał. Zagrał w parze z Rossem Hutchinsem i uległ Mariuszowi Fyrstenbergowi i Marcinowi Matkowskiemu. Pozostałe dwa punkty dla "biało-czerwonych" zdobyli Jerzy Janowicz i Michał Przysiężny. - Na Wyspach o naszym meczu było naprawdę głośno. Wracając samolotem z Liverpoolu, widziałem, jakie artykuły czytali ich rodacy. W gazetach znalazły się dwustronicowe teksty o tym, co należy w brytyjskim tenisie zmienić, a wszystko okraszone zdjęciami załamanego Andy'ego Murraya i kapitana drużyny Johna Lloyda. Dla nich porażka z Polską to w pewnym sensie katastrofa, tym bardziej że brytyjska federacja wydaje dziesiątki milionów funtów rocznie na rozwój tenisa. Dla nich ten wynik jest poniżający - skomentował Fyrstenberg. Udowodniliście, że liczy się drużyna. Sam Murray meczu nie wygra. - Murray nie był taki straszny, choć singlistom nie dał złudzeń. Może jest numerem trzy na świecie, ale w deblu mu troszeczkę brakuje. Gra bardzo schematycznie i nie ma zbyt mocnego drugiego serwisu, co nam ułatwiało zadanie w czasie debla. Kapitan polskiej kadry Radosław Szymanik mówił, że para Fyrstenberg/Matkowski przeciwko Brytyjczykom zagrała jeden z najlepszych meczów w sezonie. - To prawda. Mam nadzieję, że dzięki temu zwycięstwu fortuna się do nas odwróci, bo ten sezon nie układa się po naszej myśli. Jesteśmy dziesiątą parą świata, a uważamy, że stać nas na więcej. Słowa uznania należą się każdemu z osobna. - W końcu wygraliśmy w paszczy lwa, przed pięciotysięczną publicznością. Kosztowało nas to sporo nerwów. Szczególnie Michał Przysiężny przed ostatnim meczem bardzo się denerwował. Już półtorej godziny przed wyjściem na kort widać było, że jest zdenerwowany. Na szczęście udało mu się i cała drużyna wygrała. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Ja chciałem go po ostatniej piłce podnieść i trochę "popodrzucać", ale koledzy woleli być ostrożni. Zagrał jednak super-mecz. Pokazał wielki tenis, chwała mu za to. Brytyjscy tenisiści przed meczem prosili kibiców o wsparcie. Zapowiadali, że atmosfera będzie gorąca - I było bardzo gorąco. W czasie debla musiałem krzyczeć Marcinowi do ucha, a i tak ledwie mnie słyszał. Trybuny były bardzo blisko kortu i całe się zapełniły. Ciężko było w ogóle się komunikować. Marzy mi się, aby kiedyś w Polsce była na meczach tenisa taka atmosfera. Może już w przyszłym roku? Nasze tenisistki zagrają przecież w lutym w Bydgoszczy z Belgijkami. A w Liverpoolu mogliście liczyć na wsparcie polskich kibiców? - Jasne. Polaków zbyt wielu nie było, ale po wygranych przez nas piłkach stadion momentalnie cichł. Wtedy dało się słyszeć doping po polsku. Kibice wspierali nas przez cały czas. Lepiej smakował sukces z Liverpoolu, gdzie utrzymaliście się w Grupie I, czy sam awans do tej grupy z 2007 roku? - Myślę, że lepiej smakowało utrzymanie się. Mieliśmy o wiele trudniejszego przeciwnika, a warunki nie były dla nas sprzyjające. Nikt się nie spodziewał, że pójdzie nam tak dobrze. Myślicie powoli o przyszłym roku i możliwym awansie do Grupy Światowej Pucharu Davisa? - Pewnie, że tak. Jeśli z Marcinem gramy dobrze, jesteśmy w stanie wygrać z każdą parą. A przecież singlistów mamy nieobliczalnych: m.in. Łukasza Kubota, który w Anglii z nami nie startował. Jest też bardzo młody Jurek Janowicz. Ma fenomenalny serwis i forhend, a w dodatku jest mocny mentalnie. Tego potrzeba, żeby awansować do Grupy Światowej. CZYTAJ TEŻ: <a href="http://sport.interia.pl/tenis/news/murray-sam-meczu-nie-wygra,1371272,27">Murray sam meczu nie wygra</a> <a href="http://sport.interia.pl/tenis/news/szymanik-nikt-nie-bedzie-nas-ogrywal-osiem-razy,1370906,27">Nikt nie będzie ogrywał Polski osiem razy z rzędu!</a> <a href="http://sport.interia.pl/tenis/news/puchar-davisa-polacy-pokonali-wielka-brytanie,1370891,27">Puchar Davisa: Polacy pokonali Wielką Brytanię</a>