W tym tygodniu polscy tenisiści, rozstawieni z numer czwartym, odpadli w pierwszej rundzie większego turnieju w Pekinie (z pulą nagród 2,1 mln dol.) po porażce 1:6, 6:3, 3:10 z Amerykaninem Jamesem Blakem i Andym Ramem z Izraela. - Gdybym pierwszego seta nie widział na żywo, tylko spojrzał na wynik to bym pomyślał: po prostu masakra, ale było inaczej - bardzo wyrównana gra, tylko oni wykorzystali obydwa break pointy, które mieli, w tym jeden szczęśliwie po taśmie - powiedział kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Davisa Radosław Szymanik. - Później była agresywna gra Mariusza i Marcina, którzy nadawali ton i wydawało się, że tak już zostanie, a tu niespodzianka, bo super tie-break był zdecydowanie najsłabszą częścią meczu w ich wykonaniu i z 3:4 zrobiło się od razu 3:10, głównie za sprawą doskonałych returnów rywali. Choćby Blake atakował serwisy Marcina przekraczające 225 km/godz. - dodał Szymanik, który jako trener będzie towarzyszył deblistom do końca sezonu. Tuż przed przyjazdem do Pekinu, w ostatnią niedzielę, Fyrstenberg i Matkowski zdobyli dziesiąty tytuł w cyklu ATP, triumfując na twardych kortach w Kuala Lumpur (z pulą nagród 947 250 dol.). - W tenisie w ciągu kilku dni się wygrywa i ponosi bolesne porażki, ale się nie załamujemy, tylko ciężko pracujemy, bo nowy tydzień, to nowy turniej. Dzisiaj byliśmy na siłowni, gdzie spotkaliśmy Andy'ego Roddicka. Awansował w Pekinie do półfinału w deblu z Markiem Knowlesem, choć przegrywali już 4:6, 4:5 i rywale mieli serwis. Ćwiczył bardzo intensywnie, odreagowując pewnie złość po nieudanym starcie w singlu - powiedział Szymanik. Roddick (nr 3.) przegrał w pierwszej rundzie 2:6, 4:6 z Łukaszem Kubotem. Polak sprawił największą niespodziankę w turnieju, choć musiał się wcześniej przebijać przez eliminacje. - Takie porażki to przecież nie koniec świata czy kariery. Od niedzieli jest w Szanghaju nowy turniej, nowe szanse, nowe punkty do zdobycia i jeszcze większe nagrody finansowe. Wszyscy więc idą do przodu, a nie liżą ran czy załamują się. Co ma powiedzieć choćby taki Marat Safin, któremu w ostatnich sezonach się wiodło raczej mizernie i w tym miesiącu kończy karierę - dodał kapitan. Safin - podobnie jak Roddick były lider rankingu ATP - zamierza pożegnać się z zawodowym tenisem w październiku podczas moskiewskiego Kremlin Cup. - Często go można spotkać wylewającego ostatnie poty na siłowni, chociaż mógłby powiedzieć, że jeszcze dwa, trzy turnieje i koniec. Jest nie tylko wielką gwiazdą i ale i profesjonalistą w każdym calu - powiedział Szymanik. - Na konferencji prasowej dziennikarze zapytali go o plany po zakończeniu kariery. Z właściwym sobie dystansem, po krótkim zastanowieniu, odrzekł: to, co wszyscy 40-latkowie na emeryturze. Od razu się poprawił, że po 50-tce, a gdy wzbudził tym śmiech całej sali ze zdziwieniem zapytał czy to prawda, że emerytem zostaje się dopiero po 60-tce. Później tłumaczył jak to kariera zawodowego tenisisty jest krótka, ale bardzo intensywna, więc czuje się jak prawdziwy emeryt - dodał kapitan polskiej drużyny.