Mieliśmy kontrolować grę i oprócz tej kontroli chcieliśmy wykorzystywać błędy rywala. Udawało się po części, bo jak na wyjazdowe spotkanie i to z tej klasy przeciwnikiem, mieliśmy mnóstwo sytuacji - przypominał Franz. - Jeżeli się ktoś zna na piłce, to musi przyznać, że nie zawiedliśmy w tym sezonie w pucharach. Nikt się nie spodziewał, że zajdziemy w nich tak daleko, a tym bardziej, że zaprezentujemy tak dobrą grę. Czuję niedosyt, bo Udinese mogliśmy ograć bardziej niż kogoś innego - kręcił głową Smuda. Wszystko wskazuje na to, że opiekun Lecha wciąż - mimo zimowych transferów - ma za krótką ławkę. - Mamy teraz szerszą kadrę, ale nie wszyscy moi piłkarze mają taką jakość, jak ci z Udinese. Kogokolwiek trener Marino nie wprowadził, ten prezentował się tak, jak zawodnik z podstawowej "jedenastki" - powiedział Franz. Smuda myśli już o niedzielnym meczu ligowym z PGE/GKS Bełchatów. - Mam nadzieję, że przede wszystkim fizycznie otrząśniemy się po tej porażce i będziemy mogli się skoncentrować na lidze i na Pucharze Polski. Mam nadzieję, że ogranie w Pucharze UEFA pomoże nam w osiąganiu dobrych wyników w kraju - nie kryje. Smuda polemizował też ze szkoleniowcem Udinese - Pasqualem Marino. - Trener Marino powiedział, że my jesteśmy siłową drużyną, a to oni nas przepchnęli siłą. Piłkarsko - szczególnie w pierwszej połowie - to my byliśmy lepsi. Gdybyśmy mieli ogranie ligowe, to by nas nie ograli - zapewniał Franz. - Co powiem na to, że pierwszy gol dla Udiese był strzelony ręką? Skoro sędzia go uznał, nic nie mogę na to poradzić. Nigdy nie mów "nigdy", ale nie chcę wpadać na Udinese. To dla mnie pechowy zespół, a Udine, to pechowe miejsce - zaznaczył. Notowali w Udine: Michał Białoński (INTERIA.PL) i Marcin Lepa (Polast Sport)