- W marcu tego roku byłem w ambasadzie polskiej w USA, gdzie dowiedziałem się, że nie mogę przedłużyć paszportu, bo jest za mną list gończy. Poprosiłem o paszport jednorazowy i wróciłem do Polski - opowiadał Fortuna "Dziennikowi Polskiemu". - W Zakopanem kupiłem dom, dostałem meldunek, zmieniłem dowód osobisty, zrobiłem prawo jazdy. Nie ukrywałem się. Byłem zatrzymywany przez policję drogową do rutynowych kontroli i nic. - Kupiłem też mieszkanie w Suwałkach i razem z żoną spędzaliśmy czas po połowie, w Zakopanem i na Mazurach. W czwartek w zeszłym tygodniu zadzwonił do mnie naczelnik TOPR i poinformował, że w jednej z gazet jest za mną list gończy. - Od razu pojechałem do Zakopnego. W piątek zgłosiłem się do sędziego, który powiedział, że list został wystawiony 8 sierpnia i że właściwie powinien mnie zamknąć. Polecił napisać prośbę o nienakładanie aresztu i złożyć na dziennik podawczy. Po tym pojechałem do domu. Tego samego dnia wieczorem przyjechało po mnie czterech policjantów, którzy kazali się spakować i odwieźli do aresztu - zrelacjonował całą sytuację "DP" Fortuna. - Skąd list gończy? Przed wyjazdem do USA spotykałem się z pewną kobietą. Nie wylewaliśmy za kołnierz, do tego dochodziły awantury z jej eksmężem. I jeśli chodzi o pobicie to nie jej dotyczy, ale właśnie jego. - Sądzę, że zostanę ukarany, ale mam nadzieję, że nie będę musiał siedzieć w więzieniu. Wróciłem do kraju, żeby żyć normalnie, zająć się rodziną. Mam drugą szansę i chcę ją wykorzystać - zakończył Fortuna.