Dla amerykańskich koszykarzy igrzyska w Pekinie były okazją do odkupienia za porażki z ostatnich kilku lat. Reprezentacja USA nie zdobyła złotego medalu dużej międzynarodowej imprezy od...2000 roku, czyli od igrzysk w Sydney. W kolejnych latach były rozczarowujące - dla kraju, który jest kolebką wielkiego basketu i dysponuje ogromnym potencjałem - brązowe medale (mistrzostwa świata 2006, olimpiada w Atenach 2004) i fatalne, chociaż usprawiedliwione wystawieniem siódmego garnituru graczy szóste miejsce na MŚ w 2002 roku. Po ośmiu latach posuchy w Chinach Amerykanie chcieli nie tylko zdobyć ponownie złoto, ale i udowodnić światu, że nadal dominują na koszykarskim parkiecie. Tak też się stało. Podopieczni Mike'a Krzyzewskiego rozbili grupowych rywali, a następnie jak burza dostali się do finału odprawiając z kwitkiem kolejno Australię i mocnych Argentyńczyków. W walce o złoto zmierzyli się z aktualnymi mistrzami świata. Hiszpanie, chociaż w fazie grupowej zostali rozbici przez faworytów igrzysk (porażka 82:119), wcale nie zamierzali tanio sprzedać skóry. Od pierwszych minut nastawili się na ofensywną koszykówkę i wymianę ciosów z Amerykanami. Przez większość pierwszej kwarty prowadzili (nawet 19:14), czym zaskoczyli nie tylko rywali, ale i fanów w hali i przed telewizorami. Dopiero po celnych rzutach wolnych Chrisa Bosha faworyci do złotych medali doszli rywali (22:22), a następnie odskoczyli na kilka "oczek". Na początku drugiej ćwiartki spotkania po serii pięciu punktów z rzędu Kobe Bryanta przewaga Amerykanów przekroczyła 10 punktów (43:31), ale Hiszpanie szybko otrząsnęli się niwelując straty o połowę (48:42 - wolne Carlosa Jimeneza). Siłą USA były jednak rzuty za trzy punkty (8/11 przed przerwą) i fenomenalny Dwyane Wade. Mistrz NBA z Miami Heat z 2006 roku w pierwszej połowie zdobył aż 21 punktów, będąc dla obrony hiszpańskiej człowiekiem nieuchwytnym. Po trójkach Wade'a i LeBrona Jamesa Amerykanie prowadzili 58:44. Za sprawą Rudy'ego Fernandeza (brata koszykarki Wisły Can-Pack Kraków, Marty) Hiszpanie raz jeszcze potrafili ruszyć w skuteczną pogoń za USA. Schodząc do szatni tracili do rywali osiem punktów (69:61). Po zmianie stron widać było, że Hiszpanie uwierzyli w to, że Amerykanów można pokonać, albo co najmniej mocno postraszyć. Po rzucie Juana Carlosa Navarro przewaga USA stopniała do zaledwie czterech punktów (73:69). Chwilę później trener Krzyzewski poprosił o czas, by uspokoić nieco grę swoich podopiecznych. Pomogło. Amerykanie opanowali nerwy i znów radzili sobie obroną Hiszpanów. Po rzucie z odejścia Wade'a ponownie ich przewaga sięgnęła 10 "oczek" (86:76). Rywale zdołali jeszcze minimalnie zretuszować wynik przed krótką przerwą przed ostatnią częścią spotkania (91:82). Na początku czwartej kwarty znów przypomniał o sobie Fernandez. Najpierw efektownie podał nad kosz do Pau Gasola, a następnie trafił z narożnika boiska za trzy punkty (91:89). Trener Krzyzewski raz jeszcze wziął czas. Zabieg znowu okazał się skuteczny. Amerykanie zdobyli siedem punktów z rzędu i znów odskoczyli Hiszpanom (98:89). Hiszpanie raz jeszcze złapali kontakt z Amerykanami. Na 3:30 przed końcem trafił Pau Gasol i przewaga USA stopniała do pięciu "oczek" (104:99). Losy meczu wziął wtedy w swoje ręce Kobe Bryant. MVP ostatniego sezonu NBA trafił z faulem za trzy punkty. Na domiar złego dla Hiszpanów piąte przewinienie popełnił w tej sytuacji Fernandez. Koniec emocji? Ależ skąd! Kobe jedynie rozpoczął festiwal rzutów z dystansu. Najpierw zza łuku trafił bowiem Jimenez (108:104), ale chwilę później tym samym odpowiedział Wade (111:104). Ostatecznie Amerykanie po pasjonującym spotkaniu i najlepszym finale igrzysk olimpijskich od lat pokonali Hiszpanów 118:107. W meczu o brązowy medal Argentyna pokonała wcześniej Litwę 87:75. Dariusz Jaroń *** USA - Hiszpania 118:107 (38:31, 31:30, 22:21, 27:25) USA: Wade 27, Bryant 20, James 14, Paul 13, Anthony 13, Howard 8, Bosh 8, Williams 7, Prince 6, Kidd 2. Hiszpania: Fernandez 22, P.Gasol 21, Navarro 18, Jimenez 12, M.Gasol 11, Reyes 10, Rubio 6, Garbajosa 3, Mumbru 2, Rodriguez 2, Lopez 0.