Podopieczni Lorenzo Bernardiego jadą do włoskiego Bolzano w roli kopciuszka. W turnieju finałowym zagrają po raz pierwszy w historii. Ich wynik jest o tyle zaskakujący, że w krajowej PlusLidze mają spore kłopoty i grają o utrzymanie. "Oni sami się z tego śmieją, że tak los się ułożył. Pewnie kiedyś się taka sytuacja zdarzyła, ale na pewno należy do rzadkości. Myślę, że właśnie z tego powodu powinni zagrać w Final Four z lekką głową i bez dodatkowych obciążeń. Nie mają przecież nic do stracenia, a każdy wygrany mecz będzie dla nich wielkim sukcesem" - powiedział Gruszka. Jastrzębie nie ma przed sobą łatwego zadania. W sobotnim półfinale zagra z obrońcą trofeum oraz występującym w gronie gospodarza włoskim Trentino BetClic. Drugą parę tworzą rosyjskie drużyny Dynamo Moskwa i Zenit Kazań, który wyeliminował w drugiej rundzie play-off PGE Skrę Bełchatów. "To zespoły na pewno dużo bardziej utytułowane. Ciężko więc mówić, że polska drużyna jest faworytem. Trzeba jednak pamiętać, że to będą pojedyncze mecze. Gra nie toczy się na przykład do trzech zwycięstw. A wiadomo jak to jest - dyspozycja dnia, gorsze samopoczucie i wszystko może się wydarzyć, a Jastrzębie miało do tej pory szczęście, więc może i teraz mu dopisze" - dodał Gruszka. "Dlaczego drużyna prowadzona przez Bernardiego tak słabo wypada w PlusLidze? Myślę, że nie ma jednoznacznego wytłumaczenia. Na początku im nie szło, a potem kryzys się tylko pogłębiał. Teraz pozostało im walczyć o utrzymanie. W Lidze Mistrzów grali znacznie lepiej. Mieli szczęście i trafiali na zespoły, które były w ich zasięgu" - ocenił wicemistrz świata 2006 i mistrz Europy 2009. Jastrzębie mecz półfinałowy z Trentino BetClic zagra w sobotę o godz. 15.00.