Prezes Cracovii, Janusz Filipiak nie wpadł w panikę po sześciu porażkach drużyny Rafała Ulatowskiego i pozwolił mu dalej prowadzić zespół. Zwycięstwo z Arką w inauguracji nowego, efektownego stadionu "Pasów" zapewniło młodemu trenerowi tydzień spokoju do wyjazdowego spotkania z Zagłębiem Lubin. INTERIA.PL: Ten stadion to chyba epokowa szansa dla Cracovii, gdyż zawsze pan powtarzał, że nie ma sensu inwestować wielkich pieniędzy w klub, który nie ma bazy stadionowej, a dzisiaj ją już posiada? Janusz Filipiak, prezes MKS Cracovia: - Nie chcę publicznie mówić za dużo. Dzisiaj na stadion przyszła cała moja rodzina, moje dzieci - córka i syn, żona. Nie chcę być tandetny, ale to był dla mnie duży wyróżnik, bardzo ważna sprawa, że cała moja rodzina była po raz pierwszy ze mną na meczu. Wcześniej żona mówiła, że nie przyjdzie na stadion ziemny, bo nie ma się gdzie na nim wysikać. Nowy stadion pozwala człowiekowi na załatwienie podstawowych potrzeb w komfortowych warunkach. Zwycięstwo z Arką to taki pierwiosnek oznaczający, że Cracovia niekoniecznie musi spaść z Ekstraklasy, mimo tych sześciu porażek z początku sezonu? - Nie mówmy o spadaniu, bo to nie jest zespół na spadek. O ile wiem, to Śląsk Wrocław nie wygrał w tej kolejce, więc widać, że w tej lidze dużo się dzieje. Jako prezes, który chce być z Cracovią na dobre i na złe, ja nie mogę na sprawę patrzyć przez pryzmat jednego meczu - niezależnie od tego, czy jest wygrany, czy przegrany. Wykonujemy swoją pracę: budujemy Cracovię systematycznie dzień po dniu. Są momenty lepsze i są gorsze. Dzisiaj jest ten lepszy, ale to nie powoduje, że schodzimy ze ścieżki budowy fajnego klubu. Fakt, że posiadamy ten stadion, to jest duży krok do przodu. Pytają mnie o wizję, a ja sześć lat temu absolutnie nie sądziłem, że dzisiaj będziemy mieli tak wspaniały stadion. On przerósł zdecydowanie moje oczekiwania i z tego powodu jestem bardzo szczęśliwy. Nowoczesny obiekt z wieloma kibicami. Ludzie chcą, żeby było fajnie, mają już dość syfu. Wydaje mi się, że ludzie mogą teraz czuć satysfakcję i powiedzieć: "Jest fajnie"! Okazuje się, że nie zawsze musi być syf, tylko może być fajnie i to sprawia dużą radość. W takich warunkach silny klub budować jest pewnie o niebo łatwiej? - W wywiadzie dla kolegi Malca (redaktor serwisu "Teraz Pasy" - przyp. red.) powiedziałem, że było siedem lat chudych, a teraz będzie siedem lat tłustych. Autor wywiadu oburzył się, dlaczego minione siedem lat nazywam "chudymi". Ja jednak podkreślam, że nasze plany sięgają znacznie dalej. My działamy spokojnie i nikomu nie ucinamy głowy po porażce, tylko spokojnie budujemy klub. I efekty już widać. Są one łatwiej zauważalne w warstwie infrastrukturalnej, gdyż budujemy stadion i stadion lodowy, bo to są zadania łatwiejsze, w których nie jesteśmy tak bardzo zależni od czynnika ludzkiego, jak to się dzieje w sporcie. Natomiast drużyna piłkarska, to przecież ludzie, więc wiele zależy od psychiki, myślenia zespołowego, zgranie tych czynników nie jest takie proste, ale w tej dziedzinie my nie chcemy działać nerwowo, będziemy postępować spokojnie. Jesteśmy przekonani, że powoli, powoli, ale również w budowie silnej drużyny piłkarskiej przełom nastąpi. Możecie się ze mnie śmiać, żartować, ale ja sobie wymarzyłem, żeby polska piłka zaczęła wygrywać w Europie. I w tym kierunku działamy. Nie wiem, czy mi się to uda, ale taki jest plan. Rozmawiał: Michał Białoński