Ucieczka Fernanda Torresa z Liverpoolu do Chelsea jest aktem frustracji i desperacji napastnika. 11 lat kariery i tylko jedno trofeum w klubowej piłce, zdobyte w dodatku w II lidze. Roman Abramowicz uczynił z Fernanda Torresa najdroższego hiszpańskiego piłkarza, pobił przy tym własny rekord - nigdy wcześniej na nikogo nie wydał aż 58 mln euro. Rosjanin trzy razy zabiegał o Hiszpana i w końcu dopiął swego. Pierwszą ofertę Chelsea Torres odrzucił jeszcze w Atletico Madryt tuż przed mundialem w 2006 roku, drugą dwa lata później, gdy był już gwiazdą Premier League. W końcu uznał, że wierność wobec barw klubowych jest jednak mniej istotna, niż osobiste pragnienie zwycięstwa. Jedyny sukces klubowy w II lidze! Gdyby jakiś przybysz z Księżyca, nie mający bladego pojęcia o skali talentu Hiszpana, zapytał go o zawodowe osiągnięcia, mistrz świata i Europy mógłby się pochwalić wyłącznie tymi, które zdobył z drużyną narodową. Kariera klubowa jest dla niego nieprzerwanym koszmarem - jedyny raz gdy wygrał jakieś rozgrywki, to w II lidze. W 2002 roku Atletico Madryt awansowało do Primera Division z pierwszego miejsca, do czego swoje 7 goli dołożył 18-latek, któremu wmawiano, że bez trudu przyćmi Raula Gonzaleza. Od tamtej pory mija 9 długich lat, które wpędziły go w stan desperacji. Próbujący odbudować potęgę Liverpoolu jego szefowie kazali Torresowi napisać list z prośbą o pozwolenie na opuszczenie Anfield. Miał im posłużyć, jako alibi dla kibiców. W 3,5 roku cudowny "Dzieciak" hiszpańskiej piłki dorobił się u nich wyjątkowego statusu. Nowe władze klubu miałyby wielkie kłopoty z fanami, gdyby pozbyły się napastnika z pazerności na rosyjskie miliony. Każdy trener o nim marzy Wychowanek Atletico Madryt to przypadek szczególny - indywidualnie zewsząd obsypywany nagrodami, w wielkich ligach trudno znaleźć trenera, który nie chciałby w drużynie Torresa. A jednak w ciągu 11 lat kariery zmuszony był walczyć o drugorzędne cele. Debiutował w Atletico w II lidze, opuszczał je po siedmiu latach, gdy stracił nadzieję, że z ukochaną drużyną zdobędzie chociaż prawo do gry w Pucharze UEFA. Kiedy w 2007 roku jego miejsce zajął Diego Forlan, Atletico natychmiast zakwalifikowało się do Ligi Mistrzów. Za 20 mln funtów Torres przychodził jednak do finalisty Champions League, który dwa lata wcześniej zdobył najważniejsze klubowe trofeum. Hiszpan z marszu został gwiazdą Premier League, w wyścigu po tytuł gracza roku na Wyspach przegrał tylko z Cristiano Ronaldo. Na gwiazdkę 2008 roku Święty Mikołaj przyniósł mu trzecie miejsce w plebiscycie "France Football". Znakomita gra Torresa zbiegła się jednak ze słabnącą siłą liverpoolczyków. Dwa kolejne sezony w Champions League polegli z Chelsea (w półfinale i ćwierćfinale). Przed rokiem zaczęła się równia pochyła. Liverpool nie wyszedł z grupy w Lidze Mistrzów, w Premiership wypadł z wielkiej czwórki. Gdy próbował ratować sezon w Lidze Europejskiej na przeszkodzie stanął mu ukochany klub Torresa. Atletico okazało się lepsze w półfinale, potem wygrało finał z Fulham, by na deser pokonać Inter w meczu o Superpuchar Europy. Atak marzeń z Drogbą? Torres ma więc wyjątkowego pecha. Czy w Chelsea może być podobnie? Obrońca tytułu ma już 10 pkt straty do Manchesteru United, tyle, że wciąż utrzymuje swoje szanse w Pucharze Anglii i Lidze Mistrzów. Atak Torres-Drogba może być najlepszy nie tylko na Wyspach, muszą ich tylko omijać kontuzje. Od przyjazdu do Anglii, Hiszpan w każdym sezonie rozgrywa jednak coraz mniej meczów. Torres od początku był skazany na emigrację z Hiszpanii. W Primera Division dla graczy z jego talentem są tylko dwa wyjścia. W Realu Madryt nigdy nie zagra, bo wyrzekłaby się go rodzina. Dziadek, fanatyczny kibic Atletico nauczył wnuka niechęci do największego rywala. Barcelona kilka razy zabiegała o Torresa, ale dawała za wygraną wobec bardzo wysokiej ceny i eksplozji talentu Pedro Rodrigueza. Fani Liverpoolu palili koszulki swojego hiszpańskiego idola, gdy jeszcze trwały negocjacje z Chelsea. Torres wyjeżdża do Londynu, by przełamać osobistego pecha. Na początku kariery miał być dla Atletico Madryt tym, kim dla Realu Madryt Raul Gonzalez. Hołubiony w rodzinnym klubie postanowił uciec tam, gdzie nie będą go klepać po plecach po przegranych meczach. To samo spotkało go jednak w końcu także w Liverpoolu - drużyna przegrywała, ale do niego nikt nie miał pretensji. Może w Chelsea będzie inaczej? Jeśli nie, ktoś gotów pomyśleć, że może jednak Hiszpan sam jest sobie winien? Liczby Fernanda Torresa 26 - tyle ma lat, 200 tys. funtów (234 tys. euro) - tyle będzie zarabiał tygodniowo w Chelsea, do tego dojdą bonusy 2 - tyle razy więcej będzie zarabiał, niż w Liverpoolu, 5 - tyle lat będzie obowiązywał jego kontrakt z Chelsea, 20 mln - tyle funtów zapłacił za niego Liverpool (23,4 mln euro). <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2025011">Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego</a>