Kilka dni przed mistrzostwami do liczącego 114 tysięcy mieszkańców przyjechał król Norwegii i kilkadziesiąt tysięcy ludzi witało go na starym mieście. Na tym samym starym mieście, gdzie nie ma bodaj ani jednego plakatu czy baneru informującego o odbywającej się w mieście imprezie. Zresztą już na samym lotnisku przyjeżdżających wita niewielka tablica elektroniczna informująca o turnieju. I to wszystko. Na skąpych materiałach prasowych Karol Bielecki podpisywany jest jako Bartosz Jurecki...Nie ma też żadnej informacji jak dojechać na halę. Piękne Stavanger żyje przede wszystkim faktem, że w 2008 roku jest Europejską Stolica Kultury i materiały o tym wydarzeniu dostają wraz z akredytacjami zagraniczni dziennikarze... Mieszcząca siedem tysięcy ludzi Idretthall w Stavanger na meczach Słoweńców i Polaków świeciła pustkami, organizatorzy naliczyli około 1000 widzów, z których około 300 to Polacy, połowa tego to Słoweńcy i śladowe ilości Chorwatów i Czechów. Ani na mieście, ani nawet na hali nie uświadczysz kibicu stoiska z pamiątkami. Nie można więc kupić zwykłego T-shirta z logiem mistrzostw, o innych suwenirach nie wspominając... W przerwach między meczami kibicom czas umilają chearleaders, ale ich zestawy akrobatyczny sprawiają wrażenie, jakby główną atrakcją było wykonywanie ćwiczeń bez żadnej synchronizacji. Całość wygląda żałośnie. Do tego dochodzą problemy z biurem prasowym, w którym internet działa jak stara syrenka. Leszek Salva, Stavanger