"Poinformowałem o tym sztab reprezentacji Polski, a Leo Beenhakker poprosił mnie o numer telefonu do Feliksa Magatha. Trener mojej drużyny klubowej zgodził się, żebym przyjechał do Szczecina i wystąpił w meczu towarzyskim. Zrobię to z przyjemnością" - dodał Krzynówek. "Nie traktuję tego jak degradację, bo wiem, jak ważne jest, bym regularnie rozgrywał mecze. Inaczej nie będę w stanie przygotować się do turnieju w Austrii i Szwajcarii. W klubie nie gram, więc kiedy pojawia się okazja na pokazanie Beenhakkerowi, w jakiej jestem dyspozycji, muszę ją wykorzystać" - zaznaczył piłkarz "Wilków". Krzynówek coraz bardziej obawia się, że może zabraknąć go w polskiej kadrze na Euro 2008. "Mogę nie pojechać. Przecież trener powiedział, że w drużynie nie będzie miejsca dla rezerwowych. A ja w Wolfsburgu nie jestem nikim innym. Wiosną zagrałem w dwóch meczach Pucharu Niemiec i jednym Bundesligi. Boję się o swoją formę. Tak naprawdę nie wiem, w jakiej jestem dyspozycji. Zazdroszczę Maćkowi Żurawskiemu, Wojtkowi Kowalewskiemu i Radkowi Matusiakowi, że udało im się zmienić pracodawców w przerwie zimowej i teraz mają szansę co tydzień grać" - wyznał. "Chciałem zimą zmienić klub. I chyba za głośno o tym mówiłem. Miałem trzy poważne oferty - na początku z Olympiakosu Pireus, a później z Wisły Kraków i Herthy Berlin. Niestety, za każdym razem gdy myślałem, że wszystko jest na dobrej drodze, bo klub chciał mnie sprzedać, a ja uzgodniłem już nawet warunki finansowe z nowym pracodawcą, okazywało się, że Magath stawia weto. Podnosił cenę do dwóch milionów euro i rozmowy się urywały. Bardzo mocno to przeżyłem. Cała moja rodzina żyje tym, że nie gram i że koło nosa może mi przejść pierwszy, historyczny występ na mistrzostwach Europy. Ale nic na to nie mogę poradzić, najbardziej boli mnie właśnie bezsilność, to że nic nie zależy ode mnie" - zakończył Krzynówek.