Pokonali żołnierzy Luftwaffe i SS 9 sierpnia 1942 roku, w znajdującym się pod okupacją hitlerowską Kijowie doszło do meczu, w którym ukraińska drużyna "Start" złożona z byłych piłkarzy Dinama i Lokomotivu zmierzyła się z żołnierzami Luftwaffe i SS. W pierwszym pojedynku, trzy dni wcześniej padł wynik 5-1. Okupanci zażądali rewanżu. Na stadionie Zenitu, nazwanym potem Start na cześć miejscowej drużyny, sędzia, którym był oficer SS, nakazał Ukraińcom wykonanie nazistowskiego pozdrowienia przed oficjelami zebranymi w loży honorowej i flagą ze swastyką. Odmówili. W przerwie, gdy Ukraińcy prowadzili 2-1 oficer SS ostrzegł ich, że kolejne zwycięstwo może mieć dla nich tragiczne konsekwencje. Mimo to gracze Dinama i Lokomotivu ponownie wygrali 5-3. Po tygodniu zostali wywiezieni do obozu pracy, gdzie trzech z nich zamordowano. Czwarty, zatrzymany już wcześniej zmarł podczas tortur. Naziści oskarżyli ich o współpracę z NKWD. Historia obrosła w mity. Początkowo na Ukrainie posądzano piłkarzy Startu o kolaborację z okupantem. Po wojnie "zajęła" się nimi sowiecka propaganda przedstawiając, jako bohaterów wojennych. Sowieci nakręcili o nich dwa filmy, w murach stadionu Startu pojawił się socrealistyczny pomnik czczący ich pamięć. Kibice, którzy mieli bilet na mecz z 9 sierpnia 1942 roku, do dziś wchodzą na obiekt za darmo. Pele, Deyna i Stallone "Mecz śmierci" zyskał światowy rozgłos dzięki węgierskiemu reżyserowi Zoltanowi Fabri. W 1961 roku nakręcił on film "Ostatni gol" znany też pod tytułem "Dwie połowy w piekle", który zdobył nagrodę na festiwalu w Bostonie. Fabri opowiedział historię skazanych na śmierć więźniów obozu koncentracyjnego na Węgrzech, którzy zmuszeni są do rozegrania meczu ze swoimi oprawcami. W przerwie okupant obiecuje im darowanie życia, jeśli przegrają. Zwyciężają i giną. Dla hollywoodzkiego kina takie zakończenie było rzecz jasna nie do przyjęcia. W 1981 roku John Huston nakręcił słynną "Ucieczkę do zwycięstwa" znaną również jako "Zwycięstwo". Akcja zostaje przeniesiona do 1943 roku i obozu we Francji, w którym alianccy żołnierze zostają nakłonieni do meczu z okupantami. Główne role grają Michael Caine, Sylvester Stallone i Max von Sydow, otoczeni gwiazdami światowej piłki takimi jak Bobby Moore, Paul van Himst, Osvaldo Ardiles, Kazimierz Deyna, czy Pelé. Deyna gra rolę jeńca obozu Pawła Wołczka. W filmie wystąpiło też wielu graczy angielskiego Ipswich Town, czołowego wtedy zespołu w Europie. Mecz brutalnych okupantów z dzielnymi aliantami rozgrzewa publiczność. Nad paradami Stallone'a pracował legendarny angielski golkiper Gordon Banks. Pojedynek jest tak dramatyczny, że drużyna więźniów rezygnuje z ucieczki w przerwie, by dograć go do końca. "Przecież możemy zwyciężyć" - mówi jeden z bohaterów. Zwycięstwo na boisku warte jest nie mniej niż życie i wolność. Amerykański film kończy się jednak happy endem. Więźniowie uciekają do wolności po zwycięstwie. "Ruscy pozwalali przynajmniej grać w piłkę" Wszystko to przypomniało mi jedną z rozmów z Kazimierzem Górskim. Pochodzący ze Lwowa legendarny polski trener opowiadał z całą powagą, że okupacja sowiecka była lepsza od niemieckiej, bo "Ruscy pozwalali przynajmniej grać w piłkę". Albo zdanie z wywiadu z Ryszardem Kapuścińskim urodzonym w 1932 roku w Pińsku (dziś Białoruś), który mówił, że nie wyobraża sobie życia bez piłki. "Świat, w którym się wychowałem, był już światem futbolu". I podawał liczne przykłady mieszkańców różnych zakątków globu rozgrywających współczesne mecze śmierci, w których dla zwycięstwa, obrony honoru, lub wręcz samej frajdy gry, gotowi byli narażać swoje bezpieczeństwo. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu "Ucieczka do zwycięstwa"