"Po pierwszym, nieudanym sportowo dniu igrzysk, dziś od razu nastrój w ekipie polepszył się, jak tylko z ust do ust była przekazywana informacja, że Ewa i Paweł stanęli na podium Ptasiego Gniazda czyli Stadionu Narodowego. A jutro, jak twierdzą trenerzy i zawodnicy, będzie jeszcze lepiej" - powiedziała szef misji paraolimpijskiej Monika Maniak-Iwaniszewska. Pochodzący z miejscowości Gostyń Paweł Piotrowski (porażenie mózgowe) ma nadzieję, że na koniec igrzysk, zrobi sobie prezent na 23. urodziny z trzech medali, bowiem będzie jeszcze startował w konkursach pchnięcia kulą i rzutu dyskiem. "Cztery lata temu w Atenach nie udało mi się wywalczyć trzech medali, byłem czwarty w dysku. W Pekinie musi się udać" - podkreślił wychowanek Jacka Książyka i Wojciecha Kikowskiego, który w poniedziałek miał już złoto w ręku, po tym jak wynikiem 42,88 ustanowił rekord świata. Niestety, radość trwała krótko, bowiem dalej rzucił pod koniec konkursu Chińczyk. Pochodząca ze Słupcy niespełna 36-letnia Ewa Zielińska (trenerzy Jerzy Walczak i Jan Remplewicz), mająca protezę kończyny dolnej, skoczyła w dal na odległość 3,62. Gdyby uzyskała wynik lepszy o jeden centymetr, miałaby srebrny medal. Jak powiedziała pozostał mały niedosyt, ale i tak ma powody do radości, gdyż w ateńskiej paraolimpiadzie nie weszła na podium - zajęła czwarte miejsce.