Wcześniej selekcjoner Franciszek Smuda skorzystał z aż 67 piłkarzy, z czego aż 31 to debiutanci. Nie ma co ukrywać - większość to byli debiutanci na wyrost, ale część z nich to piłkarze aspirujący do podstawowego składu, jak Wojciech Szczęsny, Sebastian Boenisch, Maciej Sadlok, Adrian Mierzejewski, czy Adam Matuszczyk, a wkrótce może taką rolę będą spełniać Michał Kucharczyk, czy Cezary Wilk. Może do łask wróci inny debiutant, najlepszy piłkarz polskiej ligi, Patryk Małecki? Smuda z kadrą jeździł po całym świecie, ale brakowało wartościowych rywali. Tajlandia, Singapur, czy choćby w tym sezonie Ekwador, Bośnia oraz Macedonia nie przedstawiają żadnej wartości. Opiekun kadry godził się jednak z polityką dyktowaną przez Sport Five, która chce rozgrywania jak największej liczby spotkań - także tych poza terminami FIFA. I nikt tego szaleństwa nie jest w stanie powstrzymać - ani prezes związku Grzegorz Lato, ani tym bardziej selekcjoner. A rzutuje to na wizerunek drużyny narodowej, oj rzutuje - te pustki na trybunach i te przypadkowe składy... Tomasz Frankowski - jeden z asystentów Smudy - w czwartkowe popołudnie powiedział mi w hotelu Intercontinental, gdzie kwaterowała kadra: "Czuję się jak w jakimś filmie science-fiction". Kiedy zrobiłem wielkie oczy, dodał: "Doniesienia medialne nie mają nic wspólnego z rzeczywistą atmosferą na kadrze". Faktem jest, iż PZPN zupełnie niepotrzebnie pozbawił akredytacji na mecz z Francją dziennik "Fakt". Czytając niemieckiego "Bilda" i polski siostrzany w koncernie Springera "Fakt", dochodzę do wniosku, że za Odrą jest poważny tabloid, a u nas jego ludyczna odmiana. Jednak z krytyką trzeba żyć i naprawdę dziwię się decyzji PZPN. Kto za tym stoi? Smuda dementuje, że on, Lato mówi, że o niczym nie wie, a rzeczniczka prasowa związku Agnieszka Olejkowska ostatnio jest wyraźnie zdenerwowana. Zażartowałem nawet w czwartek wieczorem, że ostatnio bardziej zdenerwowana niż sam Franz. Smuda mówi: "Naprawdę mamy już drużynę. Co nie znaczy, że wielu rzeczy nie należy poprawić. Już coraz lepiej wychodzą nam zachowania po stracie piłki. Jednak po odbiorze jest zbyt wiele chaosu, za dużo niecelnych podań. Potrzebuję czasu, dlatego apeluję do władz Ekstraklasy, aby przyśpieszyły zakończenie sezonu 2011/2012, abyśmy mieli jak najwięcej czasu na przygotowania do finałów EURO 2012". W kwestii doboru rywali i wielu sprawach strategicznych potrzeba dyrektora reprezentacji. Nie brakuje kompetentnych ludzi, którzy podjęliby się tego wyzwania. Marek Koźmiński, czy Grzegorz Mielcarski byliby idealnymi kandydatami. Co ciekawe szef polskiego oddziału Sport Five, Andrzej Placzyński podkreśla, że jest jak najbardziej za powołaniem dyrektora drużyny narodowej. Sam byłem przekonany, że to właśnie Placzyński mówi nie. Tymczasem menedżer Sport Five, właściciel wszystkich praw telewizyjnych i marketingowych związku, zaznacza: "Wręcz przeciwnie. PZPN potrzebuje nowych twarzy, ludzi z koncepcjami". I sam obok nazwisk Koźmińskiego, czy Mielcarskiego wymienia Tomasza Rząsę, a także Tomasza Kłosa. Z tego pokolenia w PZPN jest tylko Tomasz Iwan, ale zajmuje się piłką plażową... Drużyna narodowa - choć rodziła się w bólach - jest. Na ile silna, przekonamy się w najbliższych miesiącach. W sierpniu gramy z Gruzją, we wrześniu najpierw z Urugwajem lub Meksykiem, a następnie z Niemcami. Wielką zagadką są październikowe terminy, a w listopadzie odbędzie się spotkanie z Włochami, którzy unikną baraży, zajmując pierwsze miejsce w swojej grupie. Wiosną czeka nas Anglia... To będą wartościowe sprawdziany dla odmłodzonej kadry. A później wielka impreza - jak mówi Zbigniew Boniek - "największa w Polsce od zjazdu gnieźnieńskiego w 1000 roku". Warto kibicować "Biało-czerwonym", wszak to drużyna bliska naszym sercom. Rzecz jasna wymaga krytyki, ale bez populizmu... Podyskutuj z Romanem Kołtoniem na jego blogu