"Muszę tę walkę jeszcze raz obejrzeć, po prostu nie wiem co się stało. Pierwszy raz widzę tego arbitra - być może jest całkowitym nowicjuszem albo sędziuje zwykle inną broń. Pewnie nie wiedział, że w szpadzie dozwolony jest kontakt ciałem i my to specjalnie trenujemy. Dobry widok na monitor mieli moi koledzy na trybunie i mówili, że arbiter w co najmniej trzech akcjach potraktował mnie niesprawiedliwie" - powiedział nieco rozżalony Zawrotniak, którego jedno zwycięstwo dzieliło od awansu do strefy medalowej. "Z rywalem znamy się z doskonale, obaj świetnie bronimy i kilkupunktowa przewaga jest praktycznie nie do odrobienia. Nie chcę się doszukiwać przyczyn porażki w fakcie, że chwilę wcześniej pokonałem Chińczyka. Jestem po prostu bardzo niezadowolony z pracy arbitra. Nad protestem się zastanowię, ale on nie ma żadnego sensu. Po prostu trzeba jechać na następne igrzyska i zdobyć złoty medal" - dodał. Początek starcia był bardzo wyrównany - obaj szpadziści "badali" sytuację, chcieli wyczuć taktykę rywala, co nie spodobało się arbitrowi. Obu ukarał żółtymi kartkami i nakazał rozpoczęcie walki na nowo. Już przy stanie 2:1 sędzia ukarał Polaka czerwoną kartką, a następnie nie zaliczył mu trafienia w stopę (na 8:9). Po kilku kolejnych akcjach zmienił decyzję o trafienie obopólnym, ukarał Zawrotniaka drugim czerwonym kartonikiem i dodatkowo przyznał punkt rywalowi. "Od początku widać było, że żaden z nas nie jest pewny zwycięstwa, ale sędzia nie dał nam chwilę powalczyć i się rozpoznać. Później przyspieszył walkę jakimiś kartkami, które całkowicie mnie zaskoczyły. Zniweczona została moja praca, ale zdarza się to w każdym sporcie" - ocenił szpadzista. W 1/8 finału Zawrotniak wygrał z reprezentantem gospodarzy Linchi Yinem 15:13, prezentując ofensywną taktykę - nie dał rywalowi ani chwili wytchnienia i udanymi atakami zdobywał punkty, choć miał moment dekoncentracji, gdy stracił przewagę z 11:4 do 12:10. "Dysponuję bardzo dużą szybkością i mocą, dlatego wybieram taktykę, która odpowiada mi, a nie rywalowi. Walka była tak szybka, ponieważ staram się nie dać przeciwnikowi pola do popisu, nie czekać na jego akcje, "trzymam go na krótkiej smyczy"" - wyjaśnił zawodnik AZS AWF Kraków. Rywala pochwalił za .. symulowanie urazu. "Podobało mi się, jak Chińczyk zachował się przy stanie 8:4 dla mnie. Zasymulował uraz i dzięki temu miał czas na jakąś wskazówkę od trenera. W takiej sytuacji zachowałbym się identycznie" - dodał. W pewnym momencie Polak miał kłopoty z bronią. "Zapomniałem sprawdzić broń i dopiero kiedy byłem pewien, że to ja trafiłem, a lampka zapaliła się rywalowi wiedziałem, że coś jest nie tak. Takie przypadki się zdarzają - nasza broń jest bardzo precyzyjna, robiona "na styk", niemal jak w Formule 1. O sukcesie mogą zadecydować detale" - wyjaśnił. Nie przeszkadzało mu głośne zachowanie licznej grupy Chińczyków wspierających swojego rodaka. "Nie przeszkadzają mi nieprzychylni kibice. Lubię zabawy z publicznością, więc fakt takiego dopingu sprawił, że walka była jeszcze fajniejsza" - dodał. Wcześniej Zawrotniak wygrał z Portugalczykiem Joaquimem Videirą 15:9. Słabiej wypadli pozostali szabliści - Tomasz Motyka przegrał w 1/16 finału z Włochem Diego Confalonierim, a Adam Wiercioch uległ w 1/32 Chińczykowi Guojie Li. Całą trójkę czeka jeszcze rywalizacja w turnieju drużynowym. "Mamy bardzo silną drużynę - stać nas nawet na zwycięstwo. Mamy na koncie medale mistrzostw Europy, wygraną w Pucharze Świata. Dobrze działamy w stresie. Kluczowy będzie pierwszy mecz z Ukrainą. Przegraliśmy z nimi cztery razy z rzędu, a wcześniej wygraliśmy cztery razy, czyli teraz nasza kolej. Pamiętajmy, że nasz trening był ustawiany pod drużynę - 15 sierpnia ma być szczyt formy" - zapewnił Zawrotniak. W oczekiwaniu na turniej drużynowy szpadziści będą dopingować innych szermierzy. Zdaniem Zawrotniaka, zmagania olimpijskie to zawody "jak każde inne, być może nawet łatwiejsze niż Puchar Świata".