W niedzielę wygrali wyścig eliminacyjny przed Francją i Białorusią, awansując do półfinału. W tej fazie regat znaleźli się również Łukasz Pawłowski, Bartłomiej Pawełczak, Miłosz Bernatajtys i Paweł Rańda w czwórce bez sternika wagi lekkiej, chociaż przegrali swój wyścig z Niemcami i Francją. - W niedzielę mieliśmy bardzo dobrą pogodę - powiedział Michał Jeliński. - Było może nawet chłodno, a nie ponad trzydzieści stopni przy ogromnej wilgotności. Ona jest zabójcza. W dodatku musimy spędzić godzinę w jedną stronę na tor w mocno klimatyzowanym autobusie. Trzeba jeszcze tak popłynąć półfinał, a następnie finał. Może nawet szybciej, gdyż z tego co już się dowiedziałem rewelacyjny czas uzyskali przed nami Australiczycy i Włosi. My na pewno mamy rezerwy skoro nie mdlejemy za metą. Przedbieg z udziałem Polaków był drugim z kolei. W pierwszym pasjonującą walkę o zwycięstwo stoczyli Włosi i Australijczycy. Ci pierwsi długo prowadzili. Drudzy wyprzedzili ich tuż przed metą. Australia uzyskała czas 5.36,20, a Włochy 5.36,42. Są to najlepsze wyniki na świecie. Dotychczas na pierwszym miejscu w komunikatach pod hasłem "world best time" byli Polacy z rezultatem 5.37,31. W Pekinie uzyskali 5.38,85. W trzecim przedbiegu triumfowali Ukraińcy (5.40,11). Trzecie miejsce zajęli Amerykanie, którzy w finale wyścigu w Lucernie przerwali trzyletnią serię zwycięstw polskiej czwórki podwójnej. - Silnych osad jak widać nie brakuje, ale my spokojnie przygotowujemy się do kolejnego startu - krótko podsumował trener Polaków Aleksander Wojciechowski. - Myślałem, że popłynęliśmy szybko, a tu okazuje się, że byli jeszcze szybsi. Nic się nie stało, wszystko wyjaśni się po finale - ocenił Adam Korol. Polacy w swoim wyścigu objęli prowadzenie na początku dystansu i następnie spokojnie utrzymywali przewagę. Po zakończeniu rywalizacji czwórek podwójnych regaty zostały przerwane z powodu ulewy i zapadających ciemności. Nie odbył się przedbieg ósemek, w którym mieli startować Polacy. Zapowiadane na piątek (otwarcie igrzysk) opady deszczu przesunęły się o dwa dni, ale z bardziej intensywnym skutkiem. Od niedzielnego popołudnia w Pekinie albo pada, albo leje jak z cebra - tak na przemian, a do tego słychać od czasu do czasu potężne wyładowania atmosferyczne. Pioruny rozświetlają niebo niczym sztuczne ognie podczas uroczystości otwarcia. Janusz Kalinowski, Pekin