Wierzyłem, że te wszystkie tajne treningi, zamknięte sparingi oraz tajemnicze wypowiedzi selekcjonera Pawła Janasa zaowocują zwycięstwem w pierwszym meczu Polaków na mundialu. Miałem nadzieję, że podczas wewnętrznych zajęć z piłkarzami trener nakreślił im magiczny plan, że nauczył ich jakiegoś nowego i rewolucyjnego stylu gry, który sprawi, że wszyscy wpadniemy w zachwyt, nad jego przebiegłością i wspaniałomyślnością. Niestety dałem się nabrać, a to co widziałem w Gelsenkirchen mocno zatrzęsło moją wiarą w Pawła Janasa. Nie rozumiem, dlaczego na mecz ze słabym Ekwadorem, selekcjoner ustawił drużynę tak bardzo defensywnie, że w pierwszej połowie jego pupile oddali zaledwie dwa i to niecelne strzały na bramkę rywala. W drugich 45 minutach doczekaliśmy się wreszcie pierwszego, celnego uderzenia. Jednak gdy ta magiczna chwila nastąpiła, zegar boiskowy wskazywał już 85 minutę. W statystykach organizatorzy MŚ do strzałów celnych zaliczyli także obicie słupka i poprzeczki, ale chyba tylko z litości, aby darować Polakom wstydu, bo zakończyć mecz z jednym strzałem w światło bramki, takim wstydem z pewnością by było. Dałem się nabrać również piłkarzom, którzy podczas ostatnich konferencji prasowych w Barsinghausen przekonywali, że są w bardzo dobrej formie, że czują się wreszcie wypoczęci po katorżniczych treningach na zgrupowaniu w Szwajcarii oraz że zostawią serce boisku, aby zdobyć cenne trzy punkty. Naiwnie wierząc w te brednie, minuta po minucie podczas meczu, obdzierany byłem ze złudzeń. Nasi piłkarze grali strasznie wolno, bez żadnego pomysłu na kreowanie akcji ofensywnych i szalenie chaotycznie. Oddaję na chwilę głos antybohaterom: Żurawski:"Zawiodłem", Krzynówek: "Tak się gra jak przeciwnik pozwala", Bąk: "Piłka nie chciała wpaść do bramki", Żewłakow: " Nie jest nam łatwo, ale sami sobie to zgotowaliśmy" To są prawdziwe (mam je nagrane) wypowiedzi naszych "gwiazd" spod szatni w Gelsenkirchen. Nie przez przypadek cytuję zawodników, którzy mieli ciągnąć drużynę i być jej liderami. To właśnie ta czwórka miała przestrzec młodszych graczy przed błędami z poprzedniego mundialu, który ci panowie doskonale pamiętają, bo w nim grali. Co wyszło z tej nauki, widzieliśmy w piątek. Jest takie sportowe powiedzenie, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Skoro jednak nie zasmakowaliśmy radości z trzech punktów, może już w meczu z Niemcami skład należałoby zmienić, aby mundial z Korei nie powtórzył się w stu procentach. Wtedy Jerzy Engel zdecydował się na korekty w składzie dopiero na mecz z USA, który nie miał żadnego znaczenia dla dalszych losów Polaków na mundialu. Może gdyby zamiast Żurawskiego w środę zagrał Brożek, a zamiast Żewłakowa Dudka... Łapię się na tym, że znów zaczynam się łudzić i mieć nadzieję, że może jednak coś się zmieni, że może i dla nas zaświeci słońce na tym mundialu. Gdy w najbliższych dniach usłyszę w Barsinghausen zapewnienia piłkarzy, że już zapomnieli o porażce, że wyciągnęli wnioski, że jadą pokonać gospodarzy mundialu, to zapewne znów im uwierzę. Chyba taka już dola sympatyka reprezentacji Polski, żeby wierzyć, wbrew nadziei, a po kolejnym pozbyciu się złudzeń powiedzieć sobie: Znów dałem się nabrać! Andrzej Łukaszewicz, Gelsenkirchen. mundial2006.blog.interia.pl Zobacz OPIS meczu Zobacz TABELĘ Grupy A Zobacz galerię zdjęć