Irytującym problemem jest obsługa statystyczna mistrzostw. Zastrzeżenia do jakości statystyk mają nie tylko dziennikarze, ale i sztab polskiej ekipy. - W Niemczech na mistrzostwach świata, czy w Austrii na mistrzostwach Europy dostawaliśmy od razu po meczu statystyki i można było się dowiedzieć ile dany zawodnik zdobył goli, jaką miał skuteczność, a nawet gdzie rzucał i skąd. Tutaj tego nie ma. Wymienialiśmy się nagraniami z innymi ekipami, a teraz nikt nic nie ma - narzekał trener polskiej reprezentacji Bogdan Wenta. Interweniował bramkarz, którego nie ma Selekcjoner "Biało-czerwonych" opowiadał, jak Słowacy nie mogli się dostać do hali Scandinavium i wpuszczała ich nasza ekipa. Dodał również, że przy opóźnionym meczu trzeba czekać w zimnym korytarzu by wejść na halę przed spotkaniem. O jakości statystyk najwięcej mogą powiedzieć polscy dziennikarze. Nie dość, że składy dostawaliśmy przed samym meczem, to tylko na wyraźną prośbę. Po meczu z Argentyną liczba bramek poszczególnych graczy w oficjalnych statystykach różniła się od prawdziwej. Zresztą wynik spotkania Polaków ze Słowacją na oficjalnej stronie turnieju jeszcze 24 godziny po nim brzmiał 32:30, a nie 35:33. Ze statystyk wynika zresztą, że w słowackiej bramce nikt nie odbijał rzutów Polaków! Dwie interwencje zapisane ma Richard Stochl, którego przecież po 20 minutach zmienił Martin Pramuk i to on zatrzymał Polaków. Ale według danych Pramuk nie grał w ogóle. Wspinaczka do biura, jak na Rysy Wysłannicy polskich mediów nie rozumieją także innych spraw organizacyjnych. Na to, że biuro prasowe mieści się budynku w pobliżu hali, a nie w niej, nie mamy wpływu, ale czasami droga na trybuny, to jak wyprawa na Rysy. By nam ułatwić dojście zbudowano specjalny mostek, drewniany, wąski i śliski, zwłaszcza jak coś na niego popada i zamarznie. Ale czasami jest problem... by się w ogóle na niego dostać. Nie raz Szwedzi zapomnieli, albo uznali za zbyteczne, przystawienie do niego schodów. I trzeba się było wspinać. O ile z samym długopisem nawet dało się wejść, to koledzy z kamerami i aparatami wielkości karabinu mieli problem. Największą traumę wywołuje u nas jednak... załatwienie potrzeby fizjologicznej. Dziennikarze, jak większość ludzi, czasami korzystają z toalety, ale ta w biurze prasowym, gdzie spędzamy po ładnych kilka godzin dziennie, jest w piwnicach, do których idzie się korytarzem. Na początku turnieju, któryś z kolegów "znikał" na dłuższy czas i zastanawialiśmy się, czy nie kręcą tu kolejnych odcinków "Z archiwum X". Okazało się, że drzwi na korytarz otwierają się tylko z jednej strony, od biura prasowego. Jak ktoś nie wziął ze sobą telefonu, żeby zadzwonić i poprosić o otworzenie drzwi, to czekał aż potrzeba dotknie następnego. I tak w kółko. Radziliśmy sobie stawiając przy drzwiach krzesło albo szufle do zamiatania, ale to psuło wizerunek szwedzkiego porządku i zaraz ktoś z miejscowych sprzątał ten bałagan. Po naszych interwencjach wyznaczono pracowników, którzy mają za zadanie siedzieć przy drzwiach i wpuszczać wracających z pustym już pęcherzem. Problem pojawia się jednak, gdy... grają Szwedzi. - Sorry, idę na mecz - powiedział pan od drzwi i zniknął na bite dwie godziny. Wtedy, jak w "Misiu", najbliższy czynny szalet - we Wrocławiu.... Wywalczyli polevkę i niedożywiona ekipa Orłów Wenty Polska ekipa mieszkająca w luksusowym hotelu "Quality 11", przebudowanym z nieczynnej stoczni, ma zastrzeżenia do jedzenia. - Jesteśmy bardzo zadowoleni z pobytu tutaj, warunki mamy doskonałe, jedzenie też jest idealne - opowiadał na jednym ze spotkań prasowych lekarz polskiej ekipy Maciej Nowak. Tyle, że potem zrobił pauzę i kontynuował: - Jedzenie jest idealne dla osób przebywających na diecie lub odchudzających się, a nasz zespół nie ma problemów z wagą. Dr Nowak, który ma wyjątkowe poczucie humoru, opowiadał że razem z lekarzem słowackiej kadry interweniowali w hotelu, o czym z wysublimowaną ironią opowiadał: - Dla Słowaków najistotniejszą rzeczą w jedzeniu jest polevka (zupa - przyp. red.), a tego nie mieli. Oni się jednak doczekali, więc istnieje szansa, że my doczekamy się rosołu, a może nawet... schabowego! Inaczej z problemem radzą sobie Koreańczycy. Oni gotują sobie sami, co czuć na hotelowych korytarzach i widać po zawartości koszy. - Każdy radzi sobie jak może, a my jesteśmy tolerancyjni - mówił dr Nowak. Sytuację z brakiem możliwości badania Michała Jureckiego w niedzielę wieczorem w szpitalu skomentował tak: - Oni zdobywali kilka razy mistrzostwo świata, kilka razy przeprowadzali największe imprezy na świecie i chyba wiedzą lepiej od nas, co jest komu potrzebne. Społeczeństwo obywatelskie w Szwecji jest bardzo dobrze rozwinięte. Leszek Salva, Goeteborg