Gracze Phoenix Suns zmierzą się z najlepszą drużyną w NBA po przerwie na mecz gwiazd w połowie lutego. Od tego czasu Lakers notują bilans 12-1, a jedyną porażkę ponieśli w wyjazdowym meczu przeciwko Miami Heat. Ich markowym znakiem w tym czasie stała się obrona. W tych 13 spotkaniach tracą średnio tylko 87.9 punktu na mecz. Dla porównania przed meczem gwiazd tracili 96.4 punktu na mecz. Poprawili się też w ataku. Co prawda zwolnili zdecydowanie grę, przez co rzucają ponad 5 punktów mecz mniej, ale tracą aż 2 piłki w ataku mniej. Takim czynnikiem polepszającym ich grę okazał się Andrew Bynum. Co prawda był już w grze od grudnia, ale dopiero po przerwie na mecz gwiazd się rozkręcił na dobre. Jego postawa pod tablicami, a szczególnie w obronie odciążyła w pełni Pau Gasola, który także odżył. Bynum daje Lakersom co mecz 13 zbiórek i ponad 2.5 bloku. Jego średnia punktów nie jest w tym czasie imponująca, ale skuteczność z gry na poziomie 60.9% także mówi wiele o jego formie. I właśnie dlatego jego nieobecność w meczu z Suns będzie wielką stratą. Bynum został zawieszony na dwa spotkania za faul popełniony na Michaelu Beasley'u. Jego nieobecność zdecydowanie daje nadzieję Suns na nawiązanie równej walki z Lakersami. Gracze z Arizony wrócili na właściwe tory w ostatnich 2 meczach głównie dzięki Steve'owi Nashowi i Channingowi Frye. Obaj są po urazach, które wykluczyły ich na kilka spotkań, ale już pokazują na co ich stać. Sposób w jaki Nash ogrywał Clippers był po prostu książkowy. Niektóre pick&rolle grane z Marcinem Gortatem przypominały te z ubiegłego roku grane z Amare Stoudemirem. Polak dostawał piłkę sam na sam z koszem i kończył akcje z góry. Frye z kolei daje im tak potrzebny "spacing", dzięki któremu robi się więcej miejsca pod koszem dla Polaka. W poprzednim meczu granym przez obie drużyny Marcin wyszedł w pierwszym składzie, ale tym razem trener Alvin Gentry się nie zdecyduje na ten ruch. Nieobecność Bynuma pozwoli mu na granie dosyć niskim składem. Robin Lopez kolejny raz pewnie nie będzie miał wielu minut do pogrania, gdyż jest po prostu zbyt mało ruchliwy i za słabo broni. A upilnowanie Gasola jest bardzo ciężkim zadaniem, co nawet nie udawało się w finałach NBA Kevinowi Garnettowi. To będzie zadanie dla Polaka. Oczywiście jest jeszcze Kobe Bryant, któremu trzeba przeciwstawić Granta Hilla lub Jareda Dudley. Vince Carter jest zbyt słabym obrońcą, żeby móc przeciwstawić się Bryantowi. Jedyna nadzieja dla niego, żeby dostać dużo minut, to bardzo dobra skuteczność w ataku. Jeśli chodzi o ławki rezerwowych to ze względu na absencję Bynuma, Lamar Odom wyjdzie w pierwszym składzie, przez co szczuplejsza będzie ławka, a tak naprawdę ograniczy się zapewne do trzech graczy: Matt Barnes, Steve Blake i Shannon Brown. Ta trójka może wyglądać dość blado w porównaniu z Gortatem, Dudleyem czy Hakimem Warrickiem. Kolejnym plusem będzie powrót po jednomeczowym zawieszeniu do gry Aarona Brooksa. Mecz zapowiada się niezwykle ciekawie, a zwycięzcę poznamy w okolicach 6.00 rano. Jakie są wasze typy na wynik tego meczu? Zobacz jak Andrew Bynun sfaulował Michaela Beasley'a: Więcej o NBA na blogu Piotra Zarychty ' zkrainynba.blog.interia.pl