"Wygrał lepszy zawodnik. Mnie zabrakło odrobiny świeżości, ale to była moja trzecia walka, a dla Paddy'ego - druga. Może to właśnie zdecydowało. W naszym poprzednim starciu - dwa lata temu, wygrałem wysoko, ale to nie był turniej. W walce liczyłem na swoją szybkość, ale zawiodła mnie. Uciekł na kilka punktów i przy punktowaniu w Pekinie prawie nie sposób tego odrobić" - powiedział Maszczyk, któremu ostatnie trafienie zaliczono na początku drugiej rundy. Maszczyk nie chciał analizować błędów w postawie, taktyce. Jak podkreślił - walczył swoim stylem, ale tym razem nie przyniosło to sukcesu. Bokser był tym bardziej rozczarowany, że miał świetne losowanie i medal był bardzo blisko. Zapewnił jednak, że nie rezygnuje z marzenia o krążku - będzie się szykował do igrzysk w Londynie. "O przegranej zadecydowała druga runda - Łukasz dał się kilka razy trafić i już nie odrobił strat. Widział jednak, jak sędziują arbitrzy - trzeba było kontrować, bo tylko za to zaliczali trafienia. Byłem trochę przerażony, że uciekały punkty, a Łukasz zadawał przecież ciosy. A najgorsze, że Barnes boksował tak samo jak w ich poprzednim starciu - dwa lata wcześniej" - wyjaśnił trener Ludwik Buczyński. "Jego porażka to wielka przykrość. Poświęcił dużo życia, by wystąpić w Pekinie. Przecież musiał zawiesić studia, odłożyć na maj wesele. Teraz będzie mu ciężko - przydałyby się te pieniądze z nagrody za medal, który po losowaniu wydawał się na wyciągnięcie ręki" - dodał. Zdaniem szkoleniowca brak sukcesu Maszczyka jest złym sygnałem dla całego środowiska - już bowiem brakuje młodych talentów.