W rankingu dzieli je zaledwie kilka miejsc. Osiągnięcia też mają podobne. Chinka, starsza od krakowianki o siedem lat, wygrała dwa turnieje singlowe i dwa deblowe. Isia ma na koncie cztery zdobycze w singlu i jedną w deblu. Krakowianka w ubiegłym roku po heroicznym boju ze Swietłaną Kuzniecową awansowała do ćwierćfinału. Na Li tej samej sztuki dokonała w 2006 r. W zawodowym tenisie obie zarobiły już po ok. 2 miliony dolarów. Dotychczas grały ze sobą dwukrotnie i to w tym roku. Na twardych kortach w Monterrey w trzech setach wygrała Chinka, na trawie Eastbourne skreczowała z powodu kontuzji przy stanie 3-1 w pierwszym secie dla Agnieszki. Na Li jest ostatnią Chinką, która została w turnieju singlistek. Zapytana, kto będzie faworytką pojedynku odpowiedziała krótko: "Radwańska". Podobnie typują bukmacherzy. Chińscy dziennikarze, których spora grupa przyjechała na Wimbledon, pytani o szanse każdej z zawodniczek powiedzieli nam: "Bardzo trudno wytypować zwycięzcę. Nasze tenisistki generalnie są groźne na trawie. Pomaga im w tym niski wzrost i świetne poruszanie się po korcie. Na Li niestety często łapie kontuzje. Cały 2005 r. leczyła kontuzjowany bark, dwa lata później dokuczał jej uraz żeber. Na pewno ten pojedynek będzie wydarzeniem w chińskiej telewizji. Ze względu na różnicę czasu zobaczy go kilkadziesiąt milionów widzów. Tenis jest w Chinach coraz bardziej popularny". Mecz Agnieszki z Peng był najdłuższy i najbardziej dramatycznym ze wszystkich w II rundzie. "Sporo zawodników go oglądało i potem w szatni, czy restauracji śmiali się ze mnie. "Dobra robota" mówili mi uśmiechając się ironicznie. Sama sobie jestem winna" - stwierdziła Isia z uśmiechem.