Stasiaka do korupcji namawiał ponoć sędzia Piotr Wieczerzak. Przekonywał on, że jeśli chce utrzymać się w II lidze musi dogadać się z "Fryzjerem". "Nie chciałem z nim gadać. Pojechali więc do niego trener Łaski z kierownikiem drużyny. Zaproponowali mu 500 złotych za mecz, ale Ryszard F. ich wyśmiał i powiedział, że tyle wydaje na kolację, a my jeśli mu tyle proponujemy, powinniśmy grywać w przedszkolu. Zażądał za mecz 5 tysięcy złotych" - zeznał Stasiak. Już jako właściciel KSZO wiedział, że w meczu z Arką jest bez szans. Gdyński klub w razie niepowodzenia pertraktacji w sprawie kupienia meczu od przeciwnika i tak podkupiliby sędziego. Dlatego zdecydował się przyjąć od gdynian po meczu 20 tysięcy złotych, z czego połowę miał wypłacić sędziemu Werderowi. Ten jednak nieoczekiwanie zażądał również uregulowania wcześniejszych zobowiązań. "Dzwonił do mnie kilkadziesiąt razy i mówił, że trener obiecał mu pieniądze" - opowiada Stasiak. Pieniędzy nie dał. Jak sam twierdzi, jest człowiekiem majętnym, więc 20 tysięcy przeznaczył w całości na potrzeby KSZO.