Przyszłość Samuela Eto'o stoi pod znakiem zapytania już od końca poprzedniego sezonu. Barca chce się pozbyć spiłkarza, sam zawodnik również nie miałby nic przeciwko zmianie otoczenia. Od kilku tygodni na Camp Nou spływają więc oferty kupna czołowego gracza Barcelony, lecz póki co wybredny napastnik wszystkie odrzuca. Zarabiający 10 milionów euro rocznie Eto'o chce od nowego pracodawcy podwyżki do 15 milionów. W ten sposób skutecznie odstraszył już działaczy wielu klubów. Każdy bowiem przelicza i kalkuluje, ile kosztowałby go zakup Kameruńczyka. "Marca" podaje wyliczenia, ile wyniósłby transfer piłkarza: pięcioletni kontrakt to w sumie 75 milionów euro. Do tego należy dołożyć kwotę transferu, wynoszącą bagatela... 40 milionów. Razem daje to 115 milionów euro, a więc o 15 więcej niż za Cristiano Ronaldo oferował Real Madryt. Nic dziwnego, że po takim zestawieniu liczb fascynacja piłkarzem mija szybko nawet największym miłośnikom talentu gracza Barcelony. Ostatnim, który zrezygnował, jest trener Romy, Luciano Spaletti. Rzymski klub musi znów rozejrzeć się za snajperem, którego usilnie poszukuje od początku okienka transferowego.