Jego drużyna w piątek odleci z Warszawy do stolicy Portugalii, gdzie w sobotę wieczorem zmierzy się ze Sporting Clube de Portugal. Jak zapewnia trener Markuszewski, wszyscy są zdrowi, a pod znakiem zapytania stoi jedynie występ Michała Adamuszka, który w pierwszym meczu w Kwidzynie, przegranym 25:27, otrzymał czerwoną kartkę. - Nie jesteśmy przekonani, czy Adamuszek może wystąpić. Do tej pory nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi z europejskiej federacji (EHF), czy ten zawodnik może zagrać - powiedział Markuszewski. - Jeśli tylko sprawa się wyjaśni na tak, to oczywiście zabieramy go ze sobą. Zdaniem trenera jedną z przyczyn porażki ze Sportingiem było zmęczenie, a także wyjątkowo słaba gra w obronie. - Przed rewanżem skupiliśmy się na taktyce i odpoczynku - kontynuował trener. - W pierwszym meczu byliśmy przemęczeni i to było widać na boisku. Sporo zdrowia zawodników kosztowały potyczki z Wisłą Płock w półfinale i Vive Targi Kielce w finale mistrzostw Polski. Po tych występach piłkarze ręczni MMTS uwierzyli, według trenera "może nawet za bardzo", w swoje możliwości i nie podeszli należycie skoncentrowani do finałów Challenge Cup. - Zespół zbyt luźno podszedł do meczu. Zawodnicy uwierzyli, że wygrają bez walki, za co zostaliśmy skarceni - powiedział trener. Według Markuszewskiego w Lizbonie jego podopiecznych stać na odrobienie dwubramkowej straty z Kwidzyna. Warunkiem powodzenia jest jednak zupełnie inna gra w obronie. - Byliśmy przygotowani na taki styl gry przeciwnika, który dysponuje szczególnie dużą siłą w drugiej linii i mocnymi rzutami. Musimy zwrócić uwagę na te elementy i zdecydowanie lepiej zagrać w obronie. To był chyba nasz największy błąd w pierwszym meczu - słaba defensywa - dodał. Trener nie będzie zmieniał zbyt wiele w założeniach taktycznych. Sporo sobie obiecuje po tym, że jego szczypiorniści przez kilka dni odpowiednio zregenerowali siły i z zupełnie innym nastawieniem przystąpią do rewanżowego spotkania.