Polscy piłkarze w środowe południe (czasu miejscowego) przylecieli do koreańskiej stolicy. Dopiero w czwartek, o tej samej porze, na miejscu zjawi się sześć kolejnych osób, w tym m.in. selekcjoner Franciszek Smuda oraz dwaj zawodnicy: Jakub Błaszczykowski i Paweł Brożek. Ich wcześniejszy przyjazd uniemożliwiła usterka samolotu, którym mieli dostać się z Krakowa do Frankfurtu nad Menem. "Z medycznego punktu widzenia inna jest różnica przy wyjeździe na długi turniej, a inna przy jednym spotkaniu. W pierwszym przypadku, potrzebna byłaby dwutygodniowa aklimatyzacja, a w tej sytuacji - im bliżej meczu, tym lepiej" - powiedział PAP Jaroszewski, który pracował z kadrą holenderskiego trenera Leo Beenhakkera. W piątek, o godz. 20.00 czasu polskiego (13.00 w Korei Płd.), biało-czerwoni zmierzą się towarzysko z azjatycką ekipą. "Wyjazd na drugi koniec świata tuż przed meczem wcale nie jest zły. Tak się robi, a w przypadku Błaszczykowskiego i Brożka jeden dzień nie zrobi dużej różnicy. Organizm nie zdąży się +zorientować", nie zareaguje i jeszcze się nie przestawi. Najgorszy byłby trzeci i czwarty dzień po przylocie. Wtedy jest dramat. A tymczasem nasz zespół narodowy będzie już w drodze powrotnej. To słuszna decyzja. Podobnie jest z wejściami wysokogórskimi, na sześcio- albo siemiotysięcznik. Albo przechodzi się pełną, trzytygodniową aklimatyzację, albo natychmiast wchodzi po przyjeździe" - stwierdził lekarz pracujący z piłkarzami Polonii Warszawa. Podopieczni Smudy w sobotę opuszczają Azję, a już we wtorek zagrają w niemieckim Wiesbaden z Białorusią. "Nic złego z organizmami piłkarzy nie powinno się wydarzyć, podróż w obie strony jest wielogodzinna, ale na szczęście mają zapewnione bardzo dobre warunki w klasie biznesowej" - dodał Jaroszewski.