Zdania są podzielone. Jedni się cieszą, że Franciszek Smuda przekonał obrońcę Werderu. Drudzy narzekają, że to nie Polak, a Niemiec, którego o grę dla nas trzeba było prosić. Czego by jednak o nim nie powiedzieć, trzeba przyznać, że rozegrał bardzo dobre spotkanie. Często włączał się do akcji ofensywnych, rzadko był ogrywany. - Jestem w miarę zadowolony z debiutu, spisałem się nieźle. Nie chcę jednak mówić tylko o sobie. Nie byłem jedyny na boisku, było nas więcej. Muszę jednak przyznać, że rozegraliśmy naprawdę dobry mecz - twierdzi, ale nie może odżałować straty gola w doliczonym czasie gry. - Szczerze? W takich sytuacjach nienawidzę futbolu. Przez cały mecz byliśmy lepsi, walczyliśmy, ale w ostatnich sekundach straciliśmy gola. Zamiast zwycięstwa mamy remis. To duża niesprawiedliwość i nauczka na przyszłość. Musimy być skoncentrowani do samego końca, nie odpuszczać nawet na chwilę - dodaje. Defensywa, która była bardzo chwalona, w kluczowej fazie jednak odpuściła. Obrońcy byli zbyt wyluzowani, a za mało skoncentrowani, co skończyło się golem dla Ukraińców. Generalnie - czwórka z tyłu zagrała... co najmniej na czwórkę. - Dobrze rozumiałem się z kolegami z obrony, nie było problemów z komunikacją. Jeżeli trzeba, to krzyknę coś do innych. Po polsku, oczywiście. Gram dla Polski, więc muszę się dostosować - uważa. On sam po polsku rozmawiać jednak nie chce. Wszystko rozumie, co się do niego mówi, ale jest zbyt nieśmiały, aby w języku przodków udzielać wypowiedzi. Po meczu w Łodzi wywiadów udzielał więc albo po niemiecku, albo po angielsku. - Uczę się języka, znam kilka zwrotów, ale jeszcze się wstydzę. Wszyscy mówią prawdziwym, czystym polskim, a ja jeszcze nie potrafię - tłumaczy. Jeśli tylko lepiej nauczy się polskiego, łatwiej będzie o aklimatyzację, przyjęcie do drużyny. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że solidnego lewego obrońcę nasza kadra przyjmie z otwartymi rękoma. - Jeśli tylko będzie regularnie grał w klubie, okaże się dużym wzmocnieniem - nie ma wątpliwości Franciszek Smuda. Pewny siebie jest również sam Boenisch. - Wiem, co potrafię i znam swoje możliwości. Rozegrałem w życiu wiele spotkań przeciwko silnym drużynom i dałem radę. Pomogę Polsce i razem z nią zagram na Euro. Był ostatnio problem z lewym obrońcą? No to już go nie ma - uśmiecha się. - Zaciskam zęby i zasuwam dla Polski. Chcę grać dla tej reprezentacji i zrobię wszystko, aby wygrywała. Z Ukrainą nie wyszło, ale z Australią się uda. 23-letni piłkarz, urodzony w Gliwicach, doskonale wpasowuje się w koncepcję Smudy. Selekcjoner chciał stawiać na młodych, głodnych sukcesów zawodników, którzy w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy powinni się jeszcze rozwinąć, pójść do przodu. Boenisch taki ma plan. - Co myślę o reprezentacji? Jest tutaj kilku bardzo dobrych piłkarzy, którzy potrafią grać. Generalnie mamy jednak dość młody zespół, który dopiero się poznaje. Tak naprawdę to ta drużyna dopiero powstaje. Na zbudowanie kolektywu mamy niecałe dwa lata. Na Euro będziemy jednak gotowi - zapowiada. Piotr Tomasik