Motyka to szkoleniowiec Polonii Bytom znany w Polsce m.in. z opracowania nietypowego sposobu rozgrywania stałych fragmentów gry. Jego "szarańcza" nieraz zaskakiwała już ligowych rywali. W przeszłości Motyka był znanym piłkarzem. Występował w takich klubach, jak Hutnik Kraków, Wisła Kraków, Cracovia czy norweski Brann Bergen. W rozmowie ze "Sportem" wspomina tamte czasy i opowiada kilka ciekawych anegdot. "Buldożer" - to określenie wymyślił prezes belgijskiego klubu Charleroi. Kiedy miałem 24 lata Wisła pojechała na tournee do Belgii. Wypatrzył mnie wtedy na jednym ze spotkań i się... zakochał. Oczywiście piłkarsko. Chrzest - Dzisiejsze imprezy z okazji przyjęcia do drużyny, to niewinna zabawa. Kiedy mnie krakowska starszyzna przyjmowała, dostałem takie baty, że długo nie mogłem usiąść. Gościna - U "koników", czyli cinkciarzy. Obok Peweksu była restauracja "Dniepr". Tam często przesiadywali panowie parający się obrotem "zielonymi". A że byli kibicami, uwielbiali słuchać boiskowych opowieści i często zapraszali piłkarzy na obiad, czy drinka. Nieproszony gość - kiedy po raz pierwszy przyjechałem na Reymonta jako trener innej drużyny, moja Szczakowianka zremisowała z Wisła 2:2. "Życzliwi" oskarżyli mnie wówczas, że nakazałem swoim chłopakom grać brutalnie i kopać przeciwników po nogach. Taką wersję przedstawiono właścicielowi klubu, Bogusławowi Cupiałowi. Efekt był taki, że na ponad pięć lat dostałem zakaz wstępu na trybunę krakowskiego stadionu. Trzech pułkowników - właśnie tylu oficerów milicji w takiej randze pilnowało mnie podczas belgijskiego tournee Wisły. Nie miałem co liczyć na oficjalny wyjazd za granicę. Jedyną drogą było nielegalne pozostanie na Zachodzie. Ale owi panowie - zresztą działacze klubu - chodzili za mną wtedy krok w krok.