"Myślicie, że to była jego (Wichniarka - przyp. red.) decyzja o zakończeniu gry w reprezentacji? Nie, to nie on ją podjął, poza tym zupełnie jej nie akceptuję, bo to ja jestem selekcjonerem i to do mnie się dzwoni, żeby poinformować, że reprezentacja to zamknięty rozdział. Wichniarek woli jednak obwieścić to w Polsacie Sport, bo jest przyjacielem prowadzących program, którzy też są zamieszani w tę grę. Wspierają tych, z którymi łączy ich przyjaźń, którzy nie odmówią przyjścia do programu, są zawsze pod telefonem. A z Tomasza Hajty chcą zrobić menedżera reprezentacji. Zobaczcie wreszcie to, co się dzieje za plecami! Zobaczcie, jak się robi brudną propagandę" - grzmiał w San Marino Leo - tu cytat z "Rzeczpospolitej". Właśnie te słowa dotknęły najbardziej red. Borka. - Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby ktoś, w tym wypadku pan Beenhakker, sugerował, że ja czerpię korzyści z tego, co robię na antenie - powiedział nam Mateusz Borek. - Jestem zatrudniony u prezesa Zygmunta Solorza, którego bardzo szanuję i nie chcę go zawieść. Mam przełożonego Mariana Kmitę, który po takich oskarżeniach z ust selekcjonera reprezentacji miał prawo zadać mi kilka pytań. Mam też na uwadze kibiców, którzy oglądają "Cafe Futbol". Dlatego nie mogę nie reagować. Żądam przeprosin i odszkodowania. - Wykonuję zawód publiczny, więc muszę się liczyć i żyć z krytyką. Muszę się liczyć z krytyką merytoryczną, że czasem komuś się nie spodoba, jakie komu zadam pytanie i jak skomentuję mecz. Podlegam też weryfikacji innego rodzaju - komuś się może nie podobać mój garnitur, moja fryzura, która jest coraz rzadziej, ale jednak czasem nażelowana. Komuś innemu może się nie podobać mój uśmiech, buty, cokolwiek. Ale nie mogę sobie pozwolić, by po tylu latach pracy w zawodzie ktoś mi sugerował, że ja czerpię korzyści z tytułu wykonywanego zawodu albo uczestniczę w jakiejś grze - wyjaśnił Mateusz Borek. - To trochę dziwne, że na dwadzieściakilka godzin przed meczem eliminacji mistrzostw świata największym problemem dla Leo Beenhakkera jestem ja i mój program "Cafe Futbol" - wyznał red. Borek. Mateusz Borek zaprzeczył też, jakoby pozostawał w zażyłych kontaktach z Arturem Wichniarkiem: - Rozmawiałem z Arturem często, bo przez osiem lat komentowałem Bundesligę. W ostatnich dwóch latach straciliśmy jednak na nią licencję i w tym okresie rozmawiałem z Arturem może ze cztery razy. Zadzwonił za to do mnie menedżer Wichniarka, Andrzej Grajewski, i zapytał, czy na antenie Polsatu Artur nie mógłby ogłosić swej decyzji. Mogę się z nim nie zgadzać, jako patriota, Polak, któremu żal, że najlepszy polski napastnik nie gra w reprezentacji, ale z punktu widzenia dziennikarskiego jest to dla mnie news, cenna informacja, z której nie mogłem zrezygnować.