Świeżo upieczony brązowy medalista olimpijski i jego żona spodziewają się bliźniaczek, które urodzą się za cztery miesiące! INTERIA.PL: Spodziewał się pan, że wywalczy medal? - Absolutnie nie! Tak złożyło się, że jednak go zdobyłem! Pokazał Pan Marcinowi Dołędze jak wyrwać 190 kg? - Nie musiałem mu nic pokazywać. Widziałem, jak w tym roku Marcin wyrywał i 200 kg, więc nie pytajcie mnie, tylko jego o to, co się stało. Marcin Dołęga był murowanym faworytem do złotego medalu. Sport bywa czasem brutalny i takie oblicze pokazał tym razem dla Marcina. A pan miał szansę na "złoto"? - Była szansa, nie zabrakło wiele. Ja nie myślałem o medalach, tylko szedłem i dźwigałem to, co miałem dźwigać. W podrzucie nie udało się zaliczyć kolejnych podejść, więc jest "brąz", a nie "złoto". Wielka szkoda, że Dołęga nie zaliczył rwania, ale jego niepowodzenia nie burzyło mojej taktyki. Ja miałem swoją. Były jakieś symptomy przed igrzyskami, że wywalczy pan medal? - Absolutnie nie, było wręcz przeciwnie! Dwa miesiące temu poszedłem do mojego dyrektora klubowego pana Ryszarda Szewczyka i powiedziałem mu, że nie ma sensu, żebym jechał na igrzyska. Miałem olbrzymie problemy zdrowotne, bolały mnie nadgarstki, na treningach nie mogłem wykonywać żadnych ćwiczeń. Samego gryfu, dwudziestu kilogramów nie mogłem wyrywać. Dopiero specjalne zabiegi - usztywnianie nadgarstków bandażami, leki przeciwbólowe - umożliwiały mi zrobienie jakiegokolwiek treningu. Na szczęście później te bóle przeszły, wróciłem do systematycznych treningów i udało się! Komu dedykuje pan medal? - Swojej żonie, która krzyczała i dopingowała w Opolu. Krzyczała za trójkę, gdyż jest w piątym miesiącu ciąży, a będziemy mieć bliźniaki, prawdopodobnie dwie córeczki! Właśnie ich poczęcie, to pierwsza rzecz, jaka mi się w tym roku udała, a teraz jest medal. Z kolei brat przyjechał do Londynu i z trybun dopingował mnie, słyszałem go bardzo wyraźnie. Całe szczęście, że igrzyska odbywały się teraz, a nie w listopadzie, bo będę mógł trochę pomieszkać w domu. Bo normalnie około 280-300 dni spędzamy poza domem. Panu też brakowało środków na przygotowania do igrzysk, na co zwracał uwagę Adrian Zieliński, który zagroził nawet zmianą obywatelstwa? - Z polskiego związku, z ministerstwa dostawałem stypendium, ale nie chcę o tym teraz rozmawiać. Komu zawdzięcza pan ten sukces? - W ciężarach jest grupa ludzi, którzy nie są do końca normalni, bo nie wiem, czy świadectwem tego jest codzienne przychodzenie na siłownię i przerzucanie setek ton. I taka męka latami. Trzeba się zawziąć, trenować w pocie czoła. Ja mam już 15 lat stażu. Jak pan zaczął karierę? - Ciężary uprawiał z kolegami mój starszy brat i nigdy mnie do nich nie namawiał, ale raz poszedłem na siłownię i mnie wciągnęło. Po pół roku ćwiczeń załapałem się na mistrzostwa Polski juniorów do lat 16, na których byłem szósty. Do piłki mnie nigdy nie ciągnęło, nie chciało mi się na nią gonić, uprawiałem też żeglarstwo, bo u mnie w Sępólnie Krajeńskim uprawiano tę dyscyplinę i piłkę. Z hali ExCel Michał Białoński Pobierz aplikację i śledź igrzyska Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!