Nie wiem, czy wszyscy w Polsce mogli oglądać mecz Real - Almeria. Piłkarze z Madrytu po raz ostatni występowali przed własną publicznością. Nie był to dla nich sezon najlepszy. Owszem, zdobyli Puchar Króla, ale oczekiwania były zupełnie inne. Nie kupuje się i angażuje Jose Mourinho tylko po to, aby być drugim w lidze, czy nie grać w finale Champions League. Zainwestowano także masę pieniędzy na pozyskanie wielu nowych i wspaniałych piłkarzy. Ta piłkarska "banda" kierowana przez Mourinho zaaplikowała na zakończenie osiem goli przeciętnej Almerii. Nie dwa gole Ronaldo, czy hat-trick Adebayora mnie wzruszyły. Cały spektakl, to była piłkarska uczta, nauka dla wszystkich o tym, co to jest piłka, jak powinny wyglądać trybuny, jak się dopinguje, jak się dziękuje piłkarzom i jak powinien wyglądać piłkarski mecz. U nas, gdzie panują hasła, że eliminujemy bandytów, że dość mamy takiej piłki, prawie obowiązkowym powinno być oglądanie takich widowisk. Żadnych obelg, żadnych "kurew", bez rac i chamstwa. Nie widziałem też żadnego szefa kibiców (u nas ta funkcja jest tak ważna, że czasami sędzia nie zaczyna bez niego meczu), który ryczy przez cały mecz w mikrofon dając prawie zawsze koncert przekleństw, wyzwisk, wulgarności. Jestem przekonany, że Polacy też kochaliby taką piłkę. Można przyjść z żoną, dzieckiem, spokojnie dojść na stadion i spokojnie wrócić do domu. Stadion - mimo że mecz był o przysłowiową "czapkę gruszek" - wypełniony był do końca, bo to jest normalne. Kibice, którzy kochają swoich piłkarzy, idą ich oglądać zawsze, bez względu na przeciwnika. U nas jest zupełnie inaczej. Przyjeżdża Wisła, Lech, czy Legia, to fani ciągną na stadion. Gdy przyjeżdża Polonia Bytom, Korona, czy jakiś inny klubik - frekwencja dużo niższa. To ja mówię, że to nie są żadni prawdziwi kibice, którzy chcą oglądać swoją drużynę tylko wtedy, gdy gra z mocnymi. Mecz Realu był fantastyczny - gole, porywające akcje, bramki, indywidualne zagrania. W 78. minucie nasz Jurek Dudek opuścił bramkę, bo Mourinho chciał dać pograć kilka minut trzeciemu bramkarzowi. Skóra zaczęła mi robić meksykańska falę, gdy zobaczyłem wspaniały gest kolegów Dudka - ustawili się przy linii autowej tworząc tak zwaną aleję i bijąc prawa podziękowali mu. Nie za to, że zagrał przez 78 minut, ale za to jaki był i jaki jest, jak przykładał się do treningu i jak potrafił wpływać na Casillasa dając mu wsparcie, komfort i pewność w siebie. Jako Polakowi było mi strasznie przyjemnie. Dudek należy do elity polskich piłkarzy. Wygrał prawie wszystko. Był bohaterem finału Champions League i grał w wielkich klubach. Ma wielkie doświadczenie i wierzę, że za kilka lat będziemy korzystać z jego wiedzy i umiejętności. Prędzej, czy później Polacy się zbuntują i też będą chcieli mieć piłkę profesjonalną, dobrze funkcjonującą, a nie tylko kolesiów i prywatę. Dudek w takiej piłce, podobnie jak wielu eks-piłkarzy, może odegrać ważną rolę. Po meczu były podziękowania, uśmiechy, koszulki dla kibiców. I choć w środku coś ich musiało dusić, bo nie wygrali tego, co sobie wyobrażali, była atmosfera przyjaźni i życzliwości. Oczywiście, żadnych kibiców na murawie nie było, nikt nie wchodził na płytę boiska, bo to już jest niemodne i dzieje się tylko w krajach piłkarsko zacofanych. Ja jestem przekonany, że 99 procent Polaków chce takiej właśnie piłki, takich emocji. Zróbmy wszystko, aby spacyfikować ten jeden właśnie procent. Naprawdę warto. <a href="http://zbigniewboniek.blog.interia.pl/?id=2084173">Dyskutuj na blogu Zbigniewa Bońka</a> *** Zbigniew Boniek nawiązał współpracę z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2.